500 lat później
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum o anime Shaman King Strona Główna -> Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Daryśka
Król Szamanów (!)



Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 867
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków (wcześniej Lubliniec)

PostWysłany: Nie 22:03, 10 Wrz 2006    Temat postu:

Też racja xD' Zresztą biorąc pod uwagę to, kim byli jej rodzice, to nie ma się czemu dziwić... aj, ale ja zaraz wygadam się o jej rodzinie! Więc milczę już i daję po prostu next part. A z następnym dogonimy bloga, na którym historyjkę umieszczam, a z jeszcze kolejnym - wyprzedzimy ^^'

Part 7
Człap, człap, człap po pustyni. Tak bez przerwy. W dzień idziemy ile tylko damy radę, a w nocy dręczą nas koszmary. A ja ciągle nie wiem, kto z nich jest silny, a kto słaby. Selekcja miała się dokonać w trasie. Jak dotąd wszyscy pokazali, że są wytrzymali. Ale to nie wszystko. Myślę, że już najwyższy czas wziąć się za szamańską stronę naszej wędrówki.
***
-Dobra, ludziska! Nie wyruszyliśmy tylko po to, by tłuc się po pustyni. –przemówiłem, a wszyscy zamarli. –Pora wziąć się za wasze szkolenie.
Pośród tłumu przebiegł pomruk zainteresowania. Toshiyuki zaczął się nerwowo wiercić. Ireyon przypatrywała mi się z zainteresowaniem.
-Najpierw zajmiemy się waszą wiedzą. Wiecie, co to szaman?
Zgodny pomruk wyrażający wiedzę na ten temat dobiegł mych uszu dopiero po powtórzeniu pytania.
-Dobrze... a czy każdy ma swojego ducha stróża?
Nikt się nie odzywał. Toshiyuki odchrząknął.
-Nie mamy czegoś takiego... –mruknął niechętnie staruszek.
No i tu, gdyby nie wcześniejsze przygotowanie się na wszelkie możliwe sytuacje, gotów byłem się załamać. Nic dziwnego, że byli tacy bezbronni. Wiedzieli, że jakieś zdolności mają, ale nie wiedzieli jakie i jak z nich korzystać.
-No to pora na wykład... –mruknąłem.
***
Rezygnując ze szkolenia szamańskiego do czasu, gdy ludzie zdobędą swoich stróżów, postanowiłem ich dalej kształcić. Tym razem wziąłem się za naukę pisania. Krążyłem między ludźmi i sprawdzałem postępy. Kilku miało naprawdę spory talent i pisali już całkiem nieźle, ale większość po prostu sobie nie radziła. Przystanąłem przy dziewczynie na oko siedemnastoletniej. Siedziała i nic nie robiła. Przykucnąłem i spojrzałem jej w twarz.
-Czemu nie ćwiczysz?
Nie oderwała wzroku od piasku. Nie odezwała się. Zacisnęła kurczowo pięści.
-Hao-sama, nie gniewaj się! –wybuchnął mi nad uchem Toshiyuki. –Mówiłeś, że musimy być wytrzymali... ale nie mogliśmy jej tak po prostu zostawić!
Wstałem. Jednym wściekłym spojrzeniem uspokoiłem Toshiyukiego. Chyba wyraźnie zażyczyłem sobie, żeby informował mnie o wszystkim?
-Wytłumacz się. –zażądałem.
Toshiyuki przestąpił nerwowo z nogi na nogę. Zerknął na dziewczynę, która wciąż wpatrywała się w piasek. Następnie utkwił spojrzenie w swoich stopach. Wyraźnie nie wiedział, co zrobić z dłońmi.
-Bo... chodzi o to, że... –jąkał się Toshiyuki. –Satou jest ślepa! –wyrzucił w końcu z siebie.
W tym momencie zamarłem. Chciałem ukarać Toshiyukiego, za to, że trzymał to przede mną w tajemnicy, a jednocześnie uściskać go za tak radosną nowinę! Ślepa! I szamanka! A każdy głupiec chyba wie, że to może oznaczać tylko jedno – Satou ma zadatki na medium! Ona jest itako!
Toshiyuki nieśmiało spojrzał mi w twarz. Pewnie wyglądałem teraz jak jakiś obłąkaniec. Zamrugałem powiekami. Uśmiechnąłem się, jak jeszcze chyba nigdy dotąd.
-Satou, tak? –zapytałem, a Toshiyuki potwierdził. –To się świetnie składa.
Przyklęknąłem przy dziewczynie. Chyba się trochę bała. Położyłem jej dłoń na ramieniu.
-Nie bój się, Satou. Wiesz, jaki masz dar? –potrząsnęła przecząco głową. –Jesteś itako. Medium. Dzięki ślepocie szamanki mogą kontaktować się z duchami będącymi w zaświatach i je przywoływać. Widziałaś kiedyś zaświaty, prawda?
Satou uśmiechnęła się. Skinęła głową, potwierdzając moje słowa. Toshiyuki zbaraniał. Wstałem i pomogłem Satou wstać.
-Musisz nauczyć się korzystać ze swoich zdolności. –przemawiałem do niej łagodnie, jednocześnie prowadząc ją w spokojne miejsce. –Dzięki tobie wszyscy szamani będą mogli mieć swoich stróżów. Ty zapewnisz im przetrwanie. Nie cieszysz się?
-Cieszę. –odpowiedziała mi, melodyjnym głosem. –Bardzo. Bałam się, że z moją ślepotą będę nieprzydatna...
***
-Nie umiem, nie potrafię! –wykrzyknęła Satou.
-Spokojnie. Dasz radę.
Dziewczyna kiwała się w tył i w przód, a z oczu ciekły jej łzy. Wiem, że próba przywołania ducha bez odpowiednich przedmiotów jest bardzo wyczerpująca i nowicjusze raczej się za to nie wezmą. Nie miałem jednak pod ręką żadnych korali, a nie mogłem zwlekać. Satou musi nauczyć się radzić sobie bez nich.
Ireyon siedziała niedaleko i uważnie obserwowała nauki, których udzielam Satou. Chociaż ja sam nigdy nie przywoływałem duchów, dobrze wiedziałem, co trzeba robić. W jednym z poprzednich wcieleń miałem okazję porozmawiać z pewną itako. Dowiedziałem się wtedy wszystkiego, co było mi teraz potrzebne do przeszkolenia Satou.
-Skup się. Jeszcze raz. Spróbuj.
Satou wytarła łzy. Usiadła prosto i zamknęła oczy. Kiedy je otworzyła, bił z nich dziwny blask. Dokładnie taki, jaki pojawia się u itako w transie.
-Widzisz je? –zapytałem z nadzieją.
-Tak. –odpowiedział mi ochrypnięty głos dziewczyny. –Widzę. One też mnie widzą.
-Spróbuj tu jakiegoś ściągnąć. Dokładnie tak, jak ci mówiłem.
Twarz Satou zastygła bez ruchu. Dłonie dziewczyny podświadomie zacisnęły się na fragmencie ubrania. Zaczęła recytować formułkę, której jej nauczyłem. Po chwili dostała drgawek. Krzyknęła i... znowu się nie udało. Rozpłakała się, znów kołysząc się w przód i w tył. Zakryła twarz dłońmi. Nie umiała powstrzymać drżenia rąk. Westchnąłem cicho i zacząłem doprowadzać ją do porządku.
-Na dzisiaj koniec. Jak na początek radzisz sobie świetnie. Na pewno w końcu się uda. W końcu praktyka czyni mistrza, nie?
Satou uśmiechnęła się blado. Poprosiłem Ireyon, by odprowadziła ją na jej posłanie.
***
Siedziałem wpatrzony w nocne niebo. Bałem się zasnąć. Koszmary pojawiały się każdej nocy. Bez wyjątków. Doprowadzały mnie powoli do szaleństwa. Tylko ile wytrzymam bez snu? Nie długo. W końcu będę musiał się poddać...
Odwróciłem się, bardziej tknięty przeczuciem, niż wiedzą. Za mną, ze spuszczoną głową stała Ireyon.
-Długo już tu jesteś? –zapytałem.
Dziewczynka pokręciła przecząco głową. Wyciągnąłem do niej rękę. Chwyciła moją dłoń, podeszła bliżej i usiadła obok mnie.
-Hao-sama... ja się boję. –powiedziała cichutko.
-Czego? -Zapytałem, obejmując ją ramieniem.
-Nie wiem. –przyznała. –Może koszmarów, a może ciemności... Może tego, że złapią nas tropiciele, a może tego, że wszyscy się zmienili...
Wydała mi się nagle starsza, niż w rzeczywistości. Na pewno nie mówiła, jak zwykła, mała dziewczynka.
-Hao-sama nie pozwoli, by stało się coś złego, prawda?
-Oczywiście, że nie pozwolę. Nigdy nie pozwolę, by stała ci się krzywda. –sam siebie zaskoczyłem, wypowiadając te słowa.
Ireyon przytuliła się do mnie. Zaległa cisza. Po chwili zerknąłem na dziewczynkę. Nie spała. Złapała mój wzrok i się uśmiechnęła.
-Niech Hao-sama opowie mi bajkę! –zażądała nagle.
***
-Satou, skup się. Wiem, że to potrafisz.
Medium zapadła się w sobie. Odkąd rozpoczęliśmy intensywne treningi, wyglądała coraz gorzej. Opuchnięte oczy, popękane usta, brak apetytu i wiecznie trzęsące się ręce. Wiem, że ciężko przechodziła próby ściągania duchów do naszego świata, ale nie mogłem jej odpuścić.
-Znajdź najsłabszego i go sprowadź. Na silne się jeszcze nie porywaj.
Satou zadrżała. Zacisnęła mocno usta. Po chwili była w transie. Mamrotała formułki, usiłowała ściągnąć ducha do naszego świata. Obserwowałem ją uważnie. Była silna. Mimo to musiałem jej pilnować. Gdyby porwała się na zbyt silnego ducha, to mogłaby zginąć. Na taką stratę nie mogę sobie pozwolić.
Ireyon przysiadła obok mnie i też obserwowała Satou. Medium natomiast dostała gęsiej skórki. Trzęsła się, ale nie zrywała kontaktu z zaświatami. Otworzyła usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Uniosła palec. Wskazała na mnie. Uśmiechnęła się upiornie.
-Hao Asakura! –Satou nie mówiła swoim głosem. –O mało jej nie zabiłeś! Gdyby trafiła na duszę kogoś innego, to mogłaby skończyć w zaświatach szybciej niż jakiekolwiek medium na świecie! Co ty sobie wyobrażasz?!
Poznałem ten głos. Jeden z wielu, które pojawiały się w moich koszmarach. Głos, który po raz pierwszy usłyszałem pięćset lat temu.
-Anna Kyoyama? –wyszeptałem ze zdziwienia. –To ty...?
-A kto, baranie?! –przemówiła Satou, ciągle głosem zmarłej dawno temu itako. –A jeśli chcesz wyszkolić medium, to najpierw załatw jej korale! Opanowanie ciała itako nie dysponującej koralami to łatwizna, więc jeśli nie chcesz stracić tej dziewczyny, nie bądź głupcem. Pozwól jej wchodzić do zaświatów, ale niech nie nawiązuje z duchami kontaktu bez zabezpieczenia. Przywoływanie duchów samym tylko głosem to jeszcze nie jej poziom.
Skinąłem głową. Satou opuściła palec. Rozejrzała się dookoła. Skrzywiła się.
-Nie mam zamiaru tu zostawać, w ciele tej dziewczyny. Znasz formułki odsyłające do zaświatów? –zapytała dosyć ostrym tonem.
Skinąłem niepewnie głową. Satou usiadła wygodnie. Zacząłem recytować odpowiednie słowa. Z gardła Satou wydarł się krzyk. Anny nie było już w jej ciele, ani w tym świecie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ive-Hao
Król Szamanów (!)



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z królestwa

PostWysłany: Nie 23:38, 10 Wrz 2006    Temat postu:

Rodzice? no zaciekawiłaś mnie nie powiem.
Mówiłam, że rozwaliła mnie rozmowa Anny z Hao? Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Daryśka
Król Szamanów (!)



Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 867
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków (wcześniej Lubliniec)

PostWysłany: Pon 18:29, 11 Wrz 2006    Temat postu:

Chyba mówiłaś ^^'

Part 8
Słońce prażyło niemiłosiernie. Piasek wpadał do butów. Wszystkim chciało się pić. Racje wody były jednak ograniczone do minimum. Nie możemy sobie pozwolić na marnotrawstwo.
Satou, słuchając mojego polecenia, codziennie odwiedzała myślami świat duchów, nie nawiązywała jednak z duszami zmarłych żadnego kontaktu. Zaczęła powoli odzyskiwać formę, o ile to w ogóle jest możliwe w warunkach pustynnych. No, w każdym razie już się tak nie trzęsła i odzyskała apetyt. A to dobrze wróży.
Ireyon co wieczór zamęczała mnie prośbami o bajki. Jakoś nie byłem w stanie jej odmówić. Opowiadałem jej różne historie. Większość z nich była zmyślona, ale spora część bazowała na moich własnych doświadczeniach z poprzednich wcieleń. Ireyon była tymi opowieściami zachwycona. I ku mojemu zdumieniu każdą zapamiętała. Bardzo szczegółowo.
***
Bezwietrzna pogoda utrzymywała się już trzeci dzień z rzędu. Słońce spiekło nas wszystkich. Piasek był wszędzie, nawet w jedzeniu. Nie było go tylko w jeszcze nie otwartych fiolkach z wodą. A ja do tej pory dziwię się, ile w takim małym pojemniczku może zmieścić się płynu. Toshiyuki tłumaczył mi, że to najnowsza technologia pozwala zmieścić ponad litr czystej wody w fiolce, która bez trudu mieści się w zaciśniętej dłoni. Po przełamaniu zabezpieczenia fiolkę należy opróżnić w ciągu najwyżej trzech godzin; inaczej płyn zacznie się wylewać. Przy tak dużej grupie szamanów nie stanowi to jednak problemu.
***
W końcu na horyzoncie pojawiła się znajomo wyglądająca kopuła. Było to miasto. Oczywiście nie to, z którego uciekliśmy. To było mniejsze. Kazałem rozbić obóz nie za blisko i nie za daleko od kopuły. W tak zwanej bezpiecznej odległości. Na płaskiej pustyni i tak byliśmy z daleka widoczni. Skoro do tej pory nikt nas nie zaatakował, to nie było sensu się ukrywać. Zresztą i tak nie było gdzie. Gdy obozowisko było już w miarę rozłożone, przywołałem do siebie Toshiyukiego.
-Pójdziesz ze mną do miasta. –zakomunikowałem. Krótko i treściwie.
Toshiyuki pokiwał w zadumie głową. Podrapał się po brodzie.
-Czy ktoś jeszcze idzie z nami? –zapytał w końcu.
-Nie. Tylko my dwaj. Czy jest jakiś sposób, żeby dostać się do miasta bez wypalania dziury w kopule? Nie chcę, żebyśmy od razu mieli pościg na głowie.
Toshiyuki zamyślił się. Stał bez ruchu, tylko przytupywał nerwowo prawą stopą. W końcu spojrzał na mnie niepewnie.
-Teoretycznie jest, ale...
-Mogę ja też iść? –przerwała mu Ireyon, która pojawiła się jak duch.
Nawet nie zauważyłem, jak przyszła!
***
-Nie idź! Nie idź, Hao-sama! Nie zostawiaj mnie!
Ireyon płakała, uczepiona mojej lewej ręki. Westchnąłem ciężko. Momentami to dziecko jest naprawdę męczące! Przyklęknąłem przy niej, a ona momentalnie uczepiła się mojej szyi.
-Ireyon, przecież wrócę.
-Mamusia też tak mówiła. Mówiła, że idzie tylko po chleb i zaraz wróci. Nie wróciła. Złapały ją tropiciele. A później Riiko. Wyszłyśmy razem. Riiko obiecała dziadkowi Toshiyukiemu, że niedługo wrócimy. I Riiko została złapana, a mnie uratował Hao-sama. Teraz Hao-sama mówi, że wróci. Ja nie chcę, żeby Hao-sama coś się stało!
-Nie martw się Ireyon. Nic mi nie będzie.
-Więc niech Hao-sama zostanie!
-Muszę iść. Pamiętasz, jak się cieszyłaś, gdy się zjawiłem? W tym mieście też są szamani, którzy się ucieszą. Muszę po nich pójść. Poza tym zaczyna nam brakować zapasów, a uzupełnić je można tylko w mieście. A ja na pewno wrócę. Umiem sobie poradzić z tropicielami.
-A... –zająknęła się Ireyon. –Hao-sama nie zapomni o mnie, kiedy znajdzie już tych innych szamanów?
Przytuliłem ją mocno. Pogłaskałem po rozczochranej główce.
-Nigdy o tobie nie zapomnę. –szepnąłem jej do ucha. – Po prostu bym nie mógł. A wrócę najszybciej, jak się da. Dobrze?
Niepewnie, ale skinęła główką. Powoli uwolniłem się z jej objęć. Toshiyuki już na mnie czekał. Razem poszliśmy w kierunku kopuły.
***
Mniej więcej w połowie drogi między obozem a miastem, Toshiyuki zachichotał, po czym wlepił we mnie spojrzenie. Zignorowałem ten dziwny objaw wesołości. Czując, na co się zbiera staruszkowi, przyspieszyłem kroku. Nic to jednak nie pomogło. Toshiyuki i tak zaczął gadać.
-Pokochałeś ją, prawda?
Mruknąłem coś niechętnie w odpowiedzi. Toshiyuki znów zachichotał.
-Możesz nie chcieć się do tego przyznać, ale tak jest. Widzę, jak się przy niej zachowujesz. Zupełnie inaczej niż przy pozostałych. I to nie dlatego, że jest dzieckiem. Ona cię pokochała, a ty odwzajemniłeś uczucie. Teraz zastępujesz jej ojca. To ogromna odpowiedzialność, ale nagroda jest wspanialsza niż cokolwiek innego. Nigdy nie pozwól, by cokolwiek jej się stało. Strata ukochanej osoby boli najbardziej.
-Nie marnuj sił na gadanie. –uciąłem jego monolog.
Tak, to prawda. Nie chciałem tego przyznać nawet przed sobą, ale ja chyba... pokochałem tą dziewczynkę. Ale czemu? Może... może dlatego, że jej oczy są takie podobne do oczu mojej córeczki... i do oczu mojej ukochanej Samar... Ale to niemożliwe, żebym był jej przodkiem. Gdyby tak było, to Ireyon, jako potomkini Samar, żyłaby w Patch Tribe. Tak jak Silva. Zresztą to absurd. Silva był moim potomkiem, a jakoś nie zapałałem do niego żadnym uczuciem. Tak samo Yoh. Tylko mnie denerwował. Więc ewentualne powiązania rodzinne nie mają tu nic do rzeczy.
Rozmyślania na temat Ireyon muszę odłożyć na później. Póki co doszliśmy z Toshiyukim do bramy. Dwuskrzydłowe drzwi z tego samego materiału, co kopuła były pilnowane przez jednego strażnika. Przez człowieka.
-Stać! –rozkazał.
Przegrodził nam drogę długą włócznią. Z zaciekawieniem przyjrzałem się broni. Drzewiec wyglądał jak te, których używano przy naginatach. Nie było jednak żadnego ostrza, czy grotu. Tylko mała, jasno świecąca kulka.
Zatrzymaliśmy się. Strażnik zmierzył nas nieufnym spojrzeniem.
-Skąd i po co? – rzucił opryskliwie.
-Z Tokyo. –odpowiedział Toshiyuki. –Jesteśmy wędrownymi handlarzami.
-Czym handlujecie?
-Mizu. –odpowiedziałem. –Wodą.
Otworzyłem walizkę i pokazałem sporą kolekcję fiolek. Na wierzchu były te nie otwarte. Pod spodem, aby wyglądało, że jest tego więcej, upchane były opróżnione zbiorniczki. Strażnik zmierzył nas jeszcze raz uważnym spojrzeniem.
-Co to za strój? –wskazał mnie brodą.
-Proszę nie zwracać na wnuka uwagi... –zareagował błyskawicznie Toshiyuki. -Zawsze mu powtarzam, żeby ubierał się jak wszyscy, a ten swoje...
Strażnik pokiwał głową i opuścił broń.
-A przepustki macie?
Spojrzałem na Toshiyukiego, z nadzieją, że i na to coś wymyśli. Staruszek podrapał się w głowę.
-Przepustki? To ciągle ich tu używacie? W Tokyo już dawno z tego zrezygnowali. Myślałem, że tu też i już ich nie nosimy...
Strażnik zmrużył oczy. Uniósł lewą dłoń do ucha i przycisnął malutką słuchawkę. Nie spuszczał nas z oczu.
-Halo? –odezwał się po chwili. –Połączcie mnie z Tokyo.
Wymieniłem spojrzenia z Toshiyukim. Staruszek skinął niepewnie głową, po czym zacisnął kurczowo powieki. Teraz moja kolej. Stara, wypróbowana sztuczka była w sam raz. Wypalenie strun głosowych a następnie mózgu. Zero śladów. Właściwie ofiara wygląda, jakby spała. Gdy tylko strażnik osunął się na ziemię, wyjąłem mu z ucha słuchawkę i podałem Toshiyukiemu. Wziąłem się za ustawianie trupa tak, by wyglądał na drzemiącego. W tym czasie Toshiyuki rozmawiał z kimś z Tokyo.
-Chciałem się tylko dowiedzieć, czy mój syn już przybył do Tokyo... już mówiłem! Kitade Toru. Jeszcze nie? Aha... Dziękuję za informację.
Toshiyuki wyjął słuchawkę z ucha. Rzucił ją na ziemię i rozdeptał.
-Nie wiem, jak się wyłącza ten model... –powiedział, gdy zauważył moje pytające spojrzenie.
Wzruszyłem ramionami i wróciłem do układania trupa. Wyjąłem mu broń z rąk, z zamiarem ułożenia jej luźno na kolanach, gdy... coś kliknęło i nie trzymałem już długiej włóczni, tylko coś na kształt scyzoryka.
-Bardzo poręczna broń. –powiedział Toshiyuki, widząc moje zdumienie. –Widziałem, jak strażnicy z Tokyo tego używali. Mówili na to shioshimasu*.
Uśmiechnąłem się. Postanowiłem zabrać tę zabaweczkę.
***
Do miasta dostaliśmy się już bez żadnych przeszkód. W środku rozdzieliliśmy się. Ja postanowiłem zająć się zdobyciem wody i jedzenia. Toshiyuki miał natomiast znaleźć szamanów. Skierowałem się w stronę targu. Wszystko odbyło się szybko i sprawnie. Dokładnie tak, jak w Tokyo. Z tym wyjątkiem, że zatrzymałem się przy stoisku ze starociami. Mój wzrok przykuły dwa przedmioty. Jeden ładny, praktyczny i przydatny na co dzień. Drugi również ładny, ale zupełnie niezwykły. Postanowiłem wziąć oba. W końcu niewiadomo, kiedy znowu trafi się taka okazja, prawda?

*shioshimasu – zrobiłam tu taki zlepek słów. Shi to śmierć. Po dodaniu partykuły wo (czytanej jako samo o, więc tak też ją zapisałam) i czasownika shimasu powstało coś w stylu „czynić śmierć”.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ive-Hao
Król Szamanów (!)



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z królestwa

PostWysłany: Pon 21:01, 11 Wrz 2006    Temat postu:

Hum....
(Z: Chyba nie ma nic mądrego do powiedzenia)
Cicho tam...
(Z: *Tłucze dziobem o pręty klatki -Już to komtowałaś....)
A faktycznie.....
(Z:*gleba)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Daryśka
Król Szamanów (!)



Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 867
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków (wcześniej Lubliniec)

PostWysłany: Pon 21:37, 11 Wrz 2006    Temat postu:

*gleeeb* nie no, nie ma to jak spostrzegawczość xD' Ale fakt faktem - już komentowałaś ^^' No to jedziemy dalej z tym koksem!

Part 9
-Hao-sama! Hao-sama!
Odwróciłem się na pięcie. W moim kierunku dosyć szybko szedł Toshiyuki. Dostał lekkiej zadyszki, widocznie jeszcze niedawno biegł.
W końcu staruszek do mnie doszedł. Potrzebował chwili na złapanie oddechu. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się promiennie.
-Znalazłem ich. Żyją w kanałach. Tak samo, jak my w Tokyo. Większość chce z nami iść.
Uśmiechnąłem się.
-To dobrze. Za godzinę mają być zgromadzeni pod bramą, przez którą tu weszliśmy.
***
Godzina minęła. W umówionym miejscu powoli zbierali się przeróżni szamani. W końcu zjawił się też Toshiyuki. Gdy był pewien, że to już wszyscy, wyruszyliśmy.
Przez bramę przeszliśmy bez problemu. Ciało strażnika leżało tam, gdzie je zostawiłem. Krótki spacer i doszliśmy do obozowiska. Tam każdy zajął się sobą.
Wodę i jedzenie zostawiłem pod opieką Toshiyukiego, a sam poszedłem szukać dwóch osób. A mianowicie Ireyon i Satou. Szybko je znalazłem. Satou właśnie była myślami w świecie duchów, więc póki co postanowiłem jej nie przeszkadzać. Za to Ireyon, gdy tylko mnie zobaczyła, porzuciła dotychczasowe zajęcie, czyli próbę usypania kopca z piasku. Podbiegła do mnie, wesoła jak zawsze. Przyklęknąłem i ją przytuliłem.
-Hao-sama wrócił! –pisnęła mi do ucha.
-Tak, wróciłem. –zaśmiałem się. –I przyniosłem ci coś.
-Co? –zainteresowała się Ireyon, jednocześnie mnie puszczając.
Wyciągnąłem z kieszeni mały, drewniany grzebień. Był on wyrzeźbiony tak, by wyglądał jak biały kwiat lilii wodnej. Farba co prawda nie była na nim najnowsza, ale i tak wyglądał bardzo ładnie.
-Co to? –zdziwiła się Ireyon.
-Grzebień. Służy do czesania włosów. Możesz go też nosić jako ozdobę.
Uśmiechnęła się. Złapała prezent i od razu zaczęła rozczesywać włosy. W tym czasie Satou wróciła do siebie. Zostawiłem Ireyon i poszedłem porozmawiać z itako. Dla niej też coś miałem.
-Satou!
Odwróciła głowę w moją stronę. Podszedłem do niej i usiadłem. Wyjąłem sznur czarnych pereł. Chwyciłem dłoń Satou i delikatnie przekazałem jej korale. Wyraz jej twarzy nie zmienił się ani odrobinkę. Może tylko trochę zbladła.
-Czy to... są korale, o których Hao-sama mówił? –spytała.
-Jeszcze nie. –odparłem. –Ale zaraz będą. Tylko itako może przemienić zwykłe korale w takie, których używa medium. Nie jest to trudna sztuka, powinnaś świetnie dać sobie radę. Po prostu musisz w każdym koralu umieścić odrobinę swojego furyoku, poświęcając je znanej ci osobie. Nie musi się ona znajdować już wśród żywych. Ważne, żebyś pamiętała dokładnie, komu poświęcona jest każda perła. No, to zabieraj się do dzieła.
Satou skinęła głową. Chwyciła sznur korali w obie dłonie i powolutku przesuwała je w palcach. Refleksy słoneczne pięknie odbijały się w tych czarnych perłach. W końcu Satou pochyliła głowę i zaczęła coś cicho mamrotać. Nie wiem jednak co dokładnie mówiła. Czekałem cierpliwie, aż skończy. Gdy podniosła głowę i położyła perły na kolanach, wiedziałem, że skończyła.
-Udało się? –zapytałem. –Coś się zmieniło?
-Korale... są teraz ciepłe... –powiedziała Satou, uśmiechając się lekko.
Ireyon, która cały czas za mną stała, nie wytrzymała i wyciągnęła rękę w kierunku pereł. Dotknęła ich i skrzywiła się.
-Nieprawda! Są zimne! –wykrzyknęła z oburzeniem.
-Może dla ciebie i dla mnie są zimne, ale dla Satou już zawsze będą ciepłe. –powiedziałem, uśmiechając się.
Tylko itako jest w stanie wyczuć moc korali. A skoro Satou czuła ciepło bijące z pereł, to znaczy, że jej się udało.
***
Wędrowaliśmy dalej. Teraz nasza grupa liczyła w sumie jakieś czterdzieści osób. Ireyon wciąż była wśród nas wszystkich najmłodsza. A jeśli ją pominąć, to najmłodsza była Chiyo. Dziewczynka starsza od Ireyon tylko o dwa lata. Pochodziła z Kyoto, tego miasta, które razem z Toshiyukim odwiedziłem. Ale mnie bardziej zaciekawił fakt, że skoro doszliśmy z Tokyo do Kyoto, a szliśmy w linii prostej, to powinniśmy zahaczyć o Nagoyę. Nie zahaczyliśmy. Nigdzie nie zauważyłem nawet śladu po mieście, a przecież Nagoya wcale nie była mała...
***
Przyznam szczerze, że nawet nie starałem się zapamiętać wszystkich szamanów, którzy mi towarzyszyli. Zwracałem uwagę tylko na tych, którzy w jakiś sposób się wyróżniali. Do tego grona zaliczali się przede wszystkim Ireyon, Satou, Toshiyuki, Chiyo i Takehito.
Chiyo była drobna. Miała długie, jasnobrązowe włosy i przenikliwe szaro-żółte oczy. Mimo swojego młodego wieku, jako jedyna choć w małym stopniu zdawała sobie sprawę, czym jest szamaństwo. Nie wiem gdzie i kiedy, ale znalazła duszę żaby i uczyniła z niej swego stróża. Zaimponowała mi tym. Nikt oprócz niej i mnie nie miał swojego stróża. Niektórzy nawet nie wiedzieli, że coś takiego jest możliwe. Dlatego spostrzegawczość i zaradność małej Chiyo nie uszły mojej uwadze. Nie umknęło mi też to, że Ireyon jest o nią chorobliwie zazdrosna.
Takehito był chłopcem w wieku lat piętnastu. Włosy miał czarne, a oczy ciemnozielone, prawie czarne. Chudy i mizerny, do tego wiercipięta jakich mało. Zadatków na wielkiego szamana to on nie miał, ale wszędzie było go pełno. Z każdym problemem potrafił sobie poradzić. Gdy opowiedziałem mu o namiotach, których w poprzednim wcieleniu używałem, nie spoczął dopóki nie zbudował czegoś, co miało namiot przypominać. Zbierał przeróżne szpargały i tworzył z nich małe cuda. Był po prostu naszą złotą rączką.
Toshiyuki z całą swoją wiedzą był bardzo przydatny. Dzięki niemu zrozumiałem prawa rządzące współczesnym światem. Dodatkowo był nieocenioną pomocą w kontaktach z nie-szamanami.
Satou powoli oswajała się z koralami. Jeszcze nie zawsze przywoływała odpowiednią duszę i często nie umiała ducha odesłać, ale radziła sobie coraz lepiej.
No i mała Ireyon. Spotykałem ją na każdym kroku. Czasami odbierałem jej ciągłą obecność jako trochę męczącą, ale ogólnie lubiłem jej towarzystwo.
Reszta szamanów ciągle mi się myliła. Niczym szczególnym się nie wyróżniali. Jednak mimo tego, iż nawet nie starałem się spamiętać ich imion, wiernie za mną podążali. A ja doszedłem do wniosku, iż tym razem zastosuję trochę inną metodę selekcji. Świat się zmienił, ja też muszę zmienić nieco metody postępowania. Będę przyjmował pod swoje skrzydła wszystkich szamanów, którzy uznają mój światopogląd. A patrząc na obecny świat na pewno będzie ich dużo...
***
Zmrok zapadał coraz szybciej. Przez to mieliśmy w dzień mniej czasu na wędrówkę, gdyż w nocy urządzaliśmy postoje. Nie było mi to na rękę. Nie wiem, ile jeszcze czasu pozostało do pojawienia się Gwiazdy Przeznaczenia na niebie. Dzień? Dwa? Miesiąc? Może rok, albo nawet kilka lub kilkanaście lat? Niepewność to najgorsza rzecz na świecie. Nie wiem, ile mam jeszcze czasu. Co wieczór siadam przy ognisku, podtrzymywanym przez Ducha Ognia i obserwuję gwiazdy, w nich szukając odpowiedzi. Jak na razie nie znalazłem jednak nawet najmniejszej wskazówki.
***
-Hao-sama...
-Ireyon, idź spać. Jest już późno. –odpowiedziałem, nawet nie odwracając się od ogniska.
-Ale ja nie chcę!
Ireyon podeszła do mnie i usiadła obok. Zerknąłem na nią po czym wlepiłem oczy w niebo. Nie spodobało jej się to. Prychnęła i skrzyżowała ręce. W wykonaniu takiego małego dziecka wyglądało to dosyć zabawnie. Uśmiechnąłem się lekko.
-Idź spać. Jutro będziesz niewyspana.
-A Hao-sama nie śpi. Jak Hao-sama może nie spać, to ja też!
Uparte dziecko...
-Ty i ja to zupełnie dwie różne sprawy. A teraz idź już spać.
-Nie!
Westchnąłem z irytacją. Ciężki orzech do zgryzienia mam z tą Ireyon...
-No dobrze. To co chcesz robić?
-Nie wiem...
Ireyon wzruszyła ramionami. Podciągnęła kolana pod brodę i objęła je ramionami.
-To równie dobrze możesz pójść spać. –zauważyłem.
-Nie chcę spać.
Chwilkę milczeliśmy, po czym Ireyon oparła się o mnie.
-Chcę mieć ducha stróża. –powiedziała nagle.
Przyjrzałem jej się uważniej. Była jeszcze bardzo młoda. Szczerze powiedziawszy, to nie myślałem jeszcze o niej jako o prawdziwej szamance. Raczej jako o dziecku, które stanie się szamanką, gdy będzie trochę starsze.
-Ducha stróża? –zapytałem wesoło. –Trzeba będzie o tym pomyśleć. Ale jutro. Teraz jestem zmęczony i myślę, że ty też. Położysz się w końcu spać?
-No dobrze... –powiedziała zrezygnowanym tonem.
Ha! Na polu walki z upartym dzieckiem jednak niepodzielnie króluje Hao Asakura!
***
Kiedy Ireyon spała, moje myśli przybrały zupełnie inny tor. W końcu nie mogę w nieskończoność myśleć o turnieju. Kiedy gwiazda się pojawi, wtedy zajmę się Wielkimi Duchami. Póki co mam ciekawsze rzeczy do roboty. A mianowicie – jakiego stróża wykombinować dla Ireyon? Musi być na tyle silny, by w razie czego ją obronił, ale też na tyle słaby, by mogła nad nim zapanować... No i czy Satou ściągnie konkretnego ducha? Tylko jakiego? Na myśl nie przychodzi mi żaden człowiek, który nadawałby się dla niej na stróża... to może zwierzę? Ale jakie? Pies? Nie. Co prawda miałaby z nim sporo frajdy, ale pies mi do niej nie pasuje. Sokół? Też nie. To może kot? Nie. Chociaż... mały, domowy kot byłby na tyle słabym duchem, by bez problemu sobie z nim poradziła, a jednocześnie ma pazury i kły przydatne w walce. Tak, kot to zdecydowanie dobry pomysł. Tylko czy Satou ściągnie mi jakiegoś mruczusia? Zresztą, czym ja się przejmuję... zobaczymy jutro, nie ma co teraz gdybać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Satsume
Kandydat na Szamana



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 7:11, 12 Wrz 2006    Temat postu:

Hmm... drewniany grzebień wyrzeźbion na kształt lili? Coś mi się Mulan przypomina.
Próbu zmuszenia Ireyon przez Hao do spania... no, to było śliczne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ive-Hao
Król Szamanów (!)



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z królestwa

PostWysłany: Wto 11:35, 12 Wrz 2006    Temat postu:

Czarne perły....prawdziwe? Jak tak to Haoś się postarał nie powiem...to bardzo żadkie okazy i może dlatego ten pomysł mi się spodobał. Rozmyślania Hao o duchu dla Ireyon mnie powaliły kwestia o mruczusiu była dość zabawna. I podda mi się, to, że Haoś jessnak jest refolmowalny Smile...eee i faktycznie scena w której Hao wysyłał mała do spania była śliczna Laughing

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karina
Król Szamanów (!)



Dołączył: 17 Gru 2005
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Wiecznych Łowów

PostWysłany: Wto 16:23, 12 Wrz 2006    Temat postu:

Haoś jako niańka, a to dobre;)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Daryśka
Król Szamanów (!)



Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 867
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków (wcześniej Lubliniec)

PostWysłany: Czw 18:46, 28 Wrz 2006    Temat postu:

No, długo się męczyłam z tym partem, ale po prostu Wen mi się zbuntowała ==' Druga połowa pisana bez Bety, ale z jej radą w łepetynie... jejkuś, nie wiedziałam, jak się do tego zabrać... dobra, więcej nie przynudzam, po prostu daję literki.

Part 10
Piasek powoli przesypywał się w klepsydrze. Złowieszczy śmiech rozległ się ze wszystkich stron. Znów natrętne głosy nie dawały mi spokoju. Znów wytykały błędy. Mówiły, że mi się nie powiedzie. Groziły, że przez własne pomyłki będę cierpiał. Przesypujący się piasek powoli zmieniał kolor ze złotego na czerwony. Ale czy to był piasek? Podszedłem bliżej. Klepsydra nie miała górnej pokrywy. Zanurzyłem w niej dłoń. Dotknąłem gęstej, ciepłej cieczy. Klepsydra się przewróciła. Krew rozlała się pod moimi nogami. Poczułem jej metaliczny smak w ustach. Czy to ja krwawię? Ale czemu? Czuję się taki słaby... i te przeklęte głosy...
-Nigdy ci się nie uda...
Jeszcze zobaczymy.
-Ty, który zniszczyłeś tak wiele niewinnych istnień...
Ten głos na pewno znam. Anna.
-Zawiodłeś mnie. A tak wierzyłam...
A to... Samar? Nie, to niemożliwe...
-Samar! –krzyknąłem. –Czy to ty?!
-Mnie też zawiedziesz, bo znów ci się nie powiedzie...
I... Ireyon?!
-A wszyscy za tobą poszliśmy... na pewną śmierć!
Chiyo! To na pewno jej głos!
-Cicho bądźcie obie, ale już! –syknął Takehito.
Otworzyłem oczy i ujrzałem nad sobą różowe od wschodzącego słońca niebo. Przekręciłem głowę. Takehito trzymał w jednej ręce Chiyo, a w drugiej Ireyon i usiłował zapobiec bójce dziewczynek.
-Zaraz wszystkich pobudzicie! Uspokójcie się! –usiłował przemówić im do rozsądku chłopak.
Ireyon i Chiyo dziko wierzgały nogami i wymachiwały groźnie rękami. Dzięki długim ramionom Takehito nie mogły się jednak dosięgnąć. A skoro nie mogły się bić, to zawzięcie na siebie wrzeszczały. W końcu Takehito puścił Chiyo, wziął Ireyon w górę i zakrył jej dłonią usta. Czemu wziął Ireyon, nie Chiyo? Proste, Ireyon była mniejsza i młodsza, a więc pozornie łatwiejsza do opanowania. Pozornie. Zaraz ugryzła Takehito, a on syknął z bólu i ją puścił. Dziewczynki zaczęły się bić. Usiadłem.
-Co tu się dzieje? –zapytałem ostrym tonem.
Dziewczynki uspokoiły się i wlepiły we mnie spojrzenia. Takehito przestał oglądać pogryzioną dłoń i rzucił się do tłumaczenia i przepraszania.
-Nie chciałem, żeby Hao-sama się obudził! Próbowałem je uciszyć, ale one twardo swoje, nawet nie wiem, o co im poszło!
-Bo ona powiedziała, że jestem słaba i głupia, i że Hao-sama na pewno mnie nie lubi! –poskarżyła się Ireyon.
-A ona usiłowała odesłać moją żabę do zaświatów jakimiś głupimi zaklęciami! –odpowiedziała na zarzut Chiyo.
-Wcale nie zaklęciami, tylko formułkami! Satou takich używa, ja tylko chciałam sprawdzić, czy też mogę odsyłać duchy...
-To sobie odsyłaj jakieś inne duchy, a nie moją żabę! Głupia jesteś i tyle!
-Nie jestem głupia! Ty jesteś głupia!
Byłyby się znowu pobiły, ale razem z Takehito rzuciliśmy się, żeby je powstrzymać. Chłopak przezornie złapał tym razem Chiyo, więc ja chwyciłem Ireyon.
-Spokój! –syknąłem.
Dziewczynki uspokoiły się. Były jednak na siebie śmiertelnie obrażone. No i chyba nie zdawały sobie sprawy, że obudziły ponad połowę szamanów...
-Takehito, zajmij się Chiyo. –rozkazałem.
Chłopak przejął się nie na żarty zadaniem. Nerwowo skinął głową i zabrał dziewczynkę tam, gdzie miał swoje rzeczy. Ja natomiast zostałem z Ireyon. Przyglądałem jej się, ciekawy tego, co będzie mi miała do powiedzenia, a ona tylko spojrzała na mnie i z wyrzutem w głosie zapytała:
-No co?
***
Według moich obliczeń od Kyoto przeszliśmy już mniej więcej taki kawał drogi, jak odległość Tokyo-Kyoto. A to oznaczałoby, że powinniśmy się znaleźć w okolicy Hiroshimy. Ciekawe, czy jest tam miasto takie jak dwa wcześniej spotkane, czy może Hiroshimę spotkał taki sam koniec, jak Nagoyę?
***
Po kolejnych trzech dniach wędrówki zobaczyliśmy w oddali dosyć dziwny obiekt. Nie przypominał ani Kyoto, ani Tokyo. No i pilnowało go zdecydowanie więcej strażników. Może to jakiś obiekt wojskowy? Wzmocniona stalowym rusztowaniem kopuła na to by wskazywała... no i jest sporo niższa niż te wcześniej spotkane. Jest też... brudna. Zaniedbana, popękana i wyjątkowo dobrze pilnowana. Aż mnie ciekawość zżera, co też jest w środku...
-Toshiyuki... co to jest?
Staruszek również przyglądał się budowli z zainteresowaniem. Pokręcił głową z niedowierzaniem.
-Nie jestem pewien... szczerze powiedziawszy, to nie wierzyłem, że to prawda... ale jeśli tak, to ten budynek jest więzieniem dla szamanów, tu są przywożeni ci, którzy dali się złapać tropicielom. A przynajmniej tak mówią pogłoski.
Uśmiechnąłem się. Więzienie szamanów? To się świetnie składa. Bo masowej ucieczki chyba tu jeszcze nie mieli, prawda?
***
-Powtarzam po raz ostatni, więc słuchajcie uważnie. –wskazałem palcem na wejście główne do więzienia, zaznaczone na piasku małym kamyczkiem. –Od tej strony idę ja i Toshiyuki. Próbujemy się dostać tak, jak do Kyoto. Jak nie wypali, to... po prostu ci, którzy nie czują się na siłach niech trzymają się z daleka, a wyznaczona przeze mnie grupa wchodzi za nami do środka. Jakieś pytania?
-Tak. –odezwał się Takehito. –Niby jak mam utrzymać Ireyon i Chiyo z dala od zamieszania?
***
Powiem krótko. Nie udało się. Wejście po chichu oczywiście. Zrobiło się zamieszanie na skalę tego z Królem Duchów pięćset lat temu. Poważnie. Z trzydziestu strażników nawinęło mi się pod ducha... chyba, przy osiemnastym straciłem rachubę. Toshiyuki nie był tym zachwycony, wręcz przeciwnie, marudził, że za dużo ofiar... a wśród naszych to co? Od lat ich wyłapują i na to Toshiyuki jakoś nie narzekał...
W każdym razie weszliśmy do środka. Ja na przedzie, za mną Toshiyuki, a dalej wyznaczona grupa. W środku kręciło się jeszcze kilku strażników. Żaden nie wyszedł z tej masakry z życiem. To, co zobaczyłem później przeszło moje najśmielsze przypuszczania. Normalny obóz zagłady połączony z przymusowymi robotami w jakiejś kopalni. Szamani potraktowani w nieludzki sposób, chorzy, słabi, nie dokarmieni, umierający... Gdy tylko to ujrzeliśmy, Toshiyuki przestał marudzić o zabitych strażnikach. Nikt ich już nie żałował.
Nie było po co tracić czasu, wszyscy wzięliśmy się do roboty. Ci, którzy mogli wyjść o własnych siłach byli już na zewnątrz. Resztą trzeba się było zająć. Przydałby się jakiś medyk, ale takiego oczywiście nie mamy. Dlatego też nawet Ireyon i Chiyo zajmowały się tymi, którzy potrzebowali opieki. Podeszły do zadania bardzo poważnie i odpowiedzialnie. Ulżyło mi, bowiem kilka ostatnich dni tylko się kłóciły. Na szczęście w obliczu obecnej sytuacji umiały zapomnieć o urazach i działały razem.
***
Obróciłem po raz czwarty do cel, by zabrać kolejną osobę. Już miałem zająć się jakimś chłopcem, któremu na oko dałbym nie więcej niż dwadzieścia lat, kiedy usłyszałem za sobą jakiś słaby, kobiecy głos.
-Hao-chan... przeszedłeś po nas. Wiedziałam, że wrócisz. Czekałam.
Odwróciłem się i ujrzałem trzydziestoletnią kobietę o czarnych włosach i oczach tego samego koloru. Była wycieńczona, ledwo stała, oparta o ścianę, ale się uśmiechała. A w jej oczach dostrzegłem ten sam blask, co w oczach Ireyon. Ten sam, który widziałem kiedyś u mojej kochanej Samar i u naszej córki...
Wyciągnęła rękę i dotknęła mojego policzka. Zachwiała się i złapałem ją, bo by się przewróciła. Przytuliłem. Poznałem ją, gdy tylko usłyszałem jej głos. No i tylko ona zwracała się do mnie Hao-chan...
-Już dobrze, Samar... –szepnąłem, głaszcząc jej włosy. Nic więcej nie byłem w stanie z siebie wydusić. Zresztą ona i tak straciła przytomność...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karina
Król Szamanów (!)



Dołączył: 17 Gru 2005
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Wiecznych Łowów

PostWysłany: Czw 19:28, 28 Wrz 2006    Temat postu:

oł jea, Karina kocha metodę "wchodzimy, rąbiemy, wychodzimy"
xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ive-Hao
Król Szamanów (!)



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z królestwa

PostWysłany: Czw 19:30, 28 Wrz 2006    Temat postu:

no....nieżle co ja gadam super, podibne ponysły niby gdzieś już tam były, ale tu jest na nie zupełnie inne spojrszenie, np, na ten cały oboz...świetna robota Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Satsume
Kandydat na Szamana



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:32, 29 Wrz 2006    Temat postu:

Zraza... Samar... Czy ona nie była przypadkiem wcześniej? Jak do jasnej anielki ona przeżyła...? Ech, mam nadzieję, że w następnym parcie się wyjaśni. Jest super. I tyle.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Daryśka
Król Szamanów (!)



Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 867
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków (wcześniej Lubliniec)

PostWysłany: Pią 16:11, 29 Wrz 2006    Temat postu:

Brawo, Satsume, zauważyłaś ^^' Specjalnie wtrąciłam o niej wzmiankę już wcześniej, byłam ciekawa, czy ktoś skojarzy fakty - a to taki drobiazg, że gratuluję spostrzegawczości, pamięci i w ogóle Very Happy A co do wyjaśnienia - właśnie temu poświęcam ten part.

Part 11
Toshiyuki też ją poznał. Jako matkę Ireyon. Gdy była nieprzytomna, dokładnie go o nią wypytałem. Zjawiła się nagle, zupełnie jak ja. Przyjęli ją, bo była szamanką. No i była w ciąży. Urodziła córkę, Riiko. O mało nie umarła przy porodzie. Gdy Riiko była już nastolatką, Samar ponownie zaszła w ciąże. I urodziła drugą córkę – Ireyon. Nikt jednak nie wiedział, kto jest ojcem dziewczynek, a Samar nie chciała tego zdradzić. Opowiadała za to wszystkim, którzy chcieli jej słuchać, że pewnego dnia zjawi się ktoś, kto ma władzę nad ogniem. Mówiła, że ten ktoś uratuje wszystkich szamanów, którzy są godni tego, by żyć w lepszym świecie. Później została złapana przez tropicieli. Jakieś dwa miesiące po tym wydarzeniu zjawiłem się ja. Wtedy też tropiciele złapały Riiko. Ot i cała historia Samar, jaką znał Toshiyuki i wszyscy inni żyjący w tych czasach. Ja jednak wiedziałem o niej dużo więcej. W końcu była moją żoną...
Tak, była moją żoną. Minęło już tysiąc lat, odkąd ostatni raz ją widziałem. To było moje drugie wcielenie, mieszkałem w Patch Tribe. Ona też tam mieszkała. Zakochaliśmy się w sobie i wzięliśmy ślub. Ona jedyna mnie naprawdę rozumiała i zawsze mnie wspierała. Chciałem jej przekazać tajemnicę Gwiazdy Jedności, aby razem ze mną mogła wracać co pięćset lat do życia, ale ona po prostu nie umiała tego pojąć. Martwiło mnie to, ale ona zdawała się tym nie przejmować. W końcu nadszedł czas turnieju. W czasie trwania drugiej rundy na świat przyszło nasze dziecko. Malutka dziewczynka, którą nazwaliśmy Iraya. Wtedy moje marzenie nabrało jeszcze większej mocy. Nie walczyłem już tylko po to, by zemścić się za śmierć matki. Walczyłem też o lepszy świat dla Samar i Irayi. Zostałem jednak zabity. Myślałem, że już nigdy nie zobaczę Samar... a nawet jeśli, to że jej dusza będzie oczyszczona i nie będzie mnie pamiętać. Pogodziłem się już z tym faktem, ale ona mnie poznała...
***
-Hao-sama? Mogę cię o coś zapytać?
-O co?
Toshiyuki przyklęknął po drugiej stronie wciąż nieprzytomnej Samar. Westchnął głęboko.
-O co tu chodzi? Najpierw twoje zachowanie względem Ireyon, a teraz to... siedzisz przy niej cały czas. Znaliście się wcześniej?
-Można tak powiedzieć. Co z Riiko?
-Jest zdrowa. Nie zmieniaj tematu. Co cię łączyło z Samar?
Milczałem. Nie chciałem nic mówić. A jeśli jednak mnie nie pamięta? Jeśli to był tylko przebłysk pamięci zamęczonej duszy? Nie chciałem dawać sobie nadziei. W końcu nie bez powodu mówi się „nie spodziewaj się niczego, a nigdy nie będziesz rozczarowany”. Gdybym dał sobie nadzieję, a ona by mnie nie pamiętała – byłby to dla mnie bolesny cios.
Toshiyuki podrapał się w ucho. Zezował chwilę na Samar, po czym wlepił we mnie spojrzenie. Niemal czułem, jak jego mózg pracuje na najwyższych obrotach.
-Czy ty...
-Daj mi spokój, Toshiyuki. –przerwałem mu w pół zdania. –Idź i znajdź sobie jakieś pożyteczne zajęcie, a nie magluj mnie.
Westchnął głośno, po czym z chrupotem starych kości wstał. Poszedł zająć się innymi nieprzytomnymi i chorymi szamanami. Ja zostałem z Samar.
***
-Mamusia?
Ireyon przyklęknęła przy Samar. Dotknęła jej dłoni. A chwilę później się popłakała. Przytuliłem ją i zacząłem zapewniać, że wszystko będzie w porządku, że jej mama wyzdrowieje. Chwilę później dołączyła do nas Riiko. Poznałem ją od razu. Była razem z Ireyon tego dnia, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy. To ją porwały wtedy tropiciele.
Riiko westchnęła głośno. Odwróciła wzrok.
-Nie płacz, Ireyon, to jej nie pomoże. –rzuciła sucho, po czym bez słowa odeszła.
Ireyon otarła łzy. Później długo siedziała razem ze mną przy Samar.
***
W końcu Samar ocknęła się. Była bardzo osłabiona. Przy próbach mówienia często dostawała ataków kaszlu. Wielomiesięczny pobyt w obozie zagłady dał jej się we znaki. Była niedożywiona i przemęczona, jak wszyscy. Oprócz tego przyczepiła się jeszcze gorączka i zaniki świadomości. Mimo to rozpoznała mnie. Pamiętała. Jej dusza nie oczyściła się podczas reinkarnacji, jak to się dzieje z tymi, którzy nie znają tajemnicy Gwiazdy Jedności. Zachowała pamięć.
Spędzałem z nią cały swój czas. Doglądałem jej, opiekowałem się nią i dotrzymywałem jej towarzystwa. Oboje cieszyliśmy się swoją obecnością. Mimo to jej stan pogarszał się z dnia na dzień.
***
-Hao-chan... chcę, żebyś wiedział. Musisz wiedzieć. Muszę ci opowiedzieć.
Atak kaszlu sprawił, że musiała przestać mówić na kilka minut. Odsunąłem jej włosy z twarzy, gdy już się uspokoiła. Wytarłem jej czoło z potu kawałkiem materiału, który znaleźliśmy w obozie.
-Spokojnie, staraj się odpoczywać...
-Nie, ty musisz wiedzieć! –znów kaszel jej przerwał. –Kiedy cię zamordowali... tysiąc lat temu... musiałam się ciebie wyrzec. Inaczej wygnaliby mnie z dzieckiem na pustynię.
-Nie mam ci tego za złe. Zresztą tak się umawialiśmy, że jeśli coś mi się stanie, masz się mnie wyrzec.
-Zmusili mnie do zmiany imienia naszej córeczki. Nazwałam ją Ireyon.
Drgnąłem. Przecież to niemożliwe, żeby ta Ireyon... prawda?
-Trzy lata później zmarłam, ale przez ten czas w końcu zdążyłam pojąć Gwiazdę Jedności. Pięćset lat temu się nie spotkaliśmy, ale to tylko moja wina. Odkryłam pewną właściwość gwiazdy, o której ty nie miałeś pojęcia. Właściwość, którą tylko kobieta może dostrzec.
Mówiła z wyraźnym trudem. Przerwy między słowami były coraz dłuższe, a kaszel pojawiał się coraz częściej.
-Samar, musisz odpoczywać, nie mów na razie więcej...
-Nie! Musisz mnie wysłuchać! Teraz!
Ścisnęła moją dłoń. Była w strasznym stanie. Skinąłem tylko głową. Uśmiechnęła się lekko, po czym syknęła z bólu i skrzywiła. Nie wiedziałem, czy dokuczający jej ból jest skutkiem choroby, czy tego, jak ją traktowano w obozie zagłady.
-Wykorzystując moc Gwiazdy kobieta może ściągnąć duszę do swojego ciała, a następnie urodzić dziecko, którego duszę ściągnęła z zaświatów. Potrzeba do tego jednak ogromnej ilości furyoku. Dlatego pięćset lat temu zginęłam przy próbie ściągnięcia Ireyon. Było to tuż przed turniejem. Odrodziłam się jednak w tych czasach. Postanowiłam znów spróbować. Za pierwszym razem nie udało mi się. W ten sposób na świat przyszła Riiko, a ja o mało nie przypłaciłam tego życiem. Długo odzyskiwałam siły, zanim zdecydowałam się na kolejną próbę. W końcu się udało. Resztę już chyba znasz, prawda?
-Tak, znam... –powiedziałem, usiłując zachować jasność myślenia.
Z tego, co powiedziała Samar wynika, że Ireyon... jest moją córką. Naszą córką.
***
W nocy Samar się pogorszyło. Zaczęła pluć krwią. Robiliśmy co mogliśmy, ale nikt nie wiedział, jak jej pomóc. Po prostu siedziałem przy niej, czując się tak bezradny, jak chyba jeszcze nigdy w życiu. Oto kobieta, którą kocham nad życie cierpi, a ja nie mogę nic na to poradzić, poza słowami pocieszenia i byciem przy niej.
Toshiyuki zabrał Riiko i Ireyon. Nie powinny widzieć matki w takim stanie.
Godziny powoli upływały. Niebo zaczynało się rozjaśniać. To była chyba najdłuższa noc w moim życiu. Samar złapała się kurczowo mojej peleryny.
-Hao-chan... obiecaj mi... –zaczęła kaszleć, krztusząc się jednocześnie własną krwią. –Obiecaj... że zajmiesz się dziewczynkami. Obiema.
-Samar, co ty mówisz... wyzdrowiejesz i oboje się nimi zajmiemy! –jęknąłem, wycierając jej krew z podbródka.
-Nie, Hao... Ja umieram i dobrze o tym wiesz. Nie martw się. Za pięćset lat wrócę, by stać u twego boku jako twoja królowa... ale teraz obiecaj mi.
-Obiecuję... –powiedziałem, spuszczając głowę, jakby ta obietnica była wyrokiem śmierci dla Samar.
Uśmiechnęła się. A chwilę później jej uśmiech zgasł, tak samo jak jej wzrok. Ręka zaciśnięta na pelerynie powoli rozluźniła się. Twarz zastygła w bezruchu, patrząc na mnie szklanymi oczyma. Przełykając łzy, przycisnąłem głowę do jej piersi. Serce nie biło. Nie oddychała. Nie żyła. Załkałem żałośnie, wtulając się w jej martwe ciało. Moja kochana Samar nie żyła. Co z tego, że spotkamy się za pięćset lat? Ona nie żyła. Umarła w moich ramionach, pozostawiając po sobie bolesną pustkę. A ja nie umiałem jej pomóc.


A jeszcze na koniec - jak prawidłowo zauważyłaś, Ive, wiele z wątków tego ficka pojawia się też w innych fickach. Wiem, że niektóre są mało oryginalne - jak na przykład córka Hao (wątek przemaglowany już chyba na wszystkie sposoby na przeróżnych blogach), ale mam nadzieję ująć to jeszcze z innej strony - domaglować do końca Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ive-Hao
Król Szamanów (!)



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z królestwa

PostWysłany: Pią 18:48, 29 Wrz 2006    Temat postu:

Wiesz nie chopdziło mi o wątki z innych fików, ale wątki że tak powiem z innych, fimów książek, co do Cóki Hao widziałam może dwa blogi, w których głowny wątek był właśnie takie, a sama dołożyłam dwa kolejne fikcki o córce Hao (ciekawe czemu nikt nie pisze o synu Laughing ) Jednak powiem ci, że ten fick orgilane chodźby, że wzgledu na to, że akcja gdzieje się w XXV wieku, co jest jak naradzie jedyne w swoim rodzaju. Podba mi sie sposób ospisywania przyszłości, a nie nie potrafia sowbie wyobradzić świata nawet za 100lat....

Acha bardzo podobają mi się imiona i jeszcze jedno czasem nie wiem co jest "faktem" a co twoim wymysłem, a to dobrze Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Satsume
Kandydat na Szamana



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 13:35, 30 Wrz 2006    Temat postu:

No, to już wiem, skąd się wzięła Samar! Very Happy <dumna> Tylko... ona znowu umarła. Ech... zaczynam się użalać nad brakiem talentu. Wena mnie nie lubi.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum o anime Shaman King Strona Główna -> Fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin