Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ive-Hao
Król Szamanów (!)
Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z królestwa
|
Wysłany: Pon 15:04, 29 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Co to? nikt inny nie ma zdania...oj..
____________________________________________________________________
____________________________________________________________________
V
Opowieść Tarji
Usiedliśmy na piasku. Przez chwile nikt się nie odzywał. Siedziałem dokładnie na przeciw Tarji, ale w ciemności nie widziałem jej twarzy. Nie potrzebowałem jednak tego, aby poznać jej uczucia. Wiedziałem, że się boi, oraz jak ciężko jej o tym mówić. Serce dziewczyny biło tak mocno, że słyszałem wyraźnie każde uderzenie. Po za tym jej oddech był płytki i przyśpieszony, jak po długim biegu. Sherma ścisnęła moja rękę. Nie wiele z tego rozumiała podobnie jak ja...
-Wszystko zaczęło się dwa lata po tym jak wyjechałeś. - Wydusiła wreszcie Tarja, ale jej głos był ledwo słyszalny. - Wtedy moja mama dowiedziała się, że urodzi jeszcze jedno dziecko. Wszyscy w domu ucieszyliśmy się z tego. Najbardziej zaś cieszył się ojciec. On nie mógł pogodzić się z moim dorastaniem i z tym, że powoli staje się lepszą doshi niż on. Nowy potomek mógłby mu pomóc się z tym uporać, znów miałby, kogo uczyć. Niestety stało się inaczej...
Pewnego dnia mama przyniosła od lekarza złą wiadomość, ciąża zagrażała jej życiu, a do tego nie było pewności, czy dziecko, które się urodzi będzie zdrowe. Mimo to matka zdecydowała się urodzić. Nam zostało tylko pełne obaw czekanie, aż w końcu nadszedł dzień porodu. Nasze obawy okazały się słuszne. Wystąpiły znaczne komplikacje, nie udało się uratować mamy. Ojciec wpadł w rozpacz. Przez miesiąc po jej pogrzebie nie odzywał się do nikogo. Tylko przy, Rivelu, czyli moim braciszku uśmiechał się. Uznałam to za dobry znak, przynajmniej nie winił go za śmierć matki...- Tarja przerwała opowieść i spojrzała na mnie. W balasku wschodzącego słońca jej twarz wydała się taka ładna. Niebieskie oczy lekko świeciły, co stanowiło zapowiedź łez.
-Przepraszam, nie mogę dalej - wyszeptała poprawiając kosmyk czarnych włosów opadający na czoło doshi. W tym samym momencie na jej ramionach spoczęły dłonie Keniego.
-Powinnaś dokończyć - Odezwał się - po to ich tu wezwałem...
-Kenji, nic ci nie jest?
-Trudno skrzywdzić tego, kto już i tak jest martwy. - Odparł Kenji i przysiadł obok dziewczyny.
-Więc dokończysz, czy ja mam to zrobić?
Wyczułem chwilowe wahanie Tarji. Sherma mocniej ścisnęła moją dłoń.
-Tak?- Spytałem pochylając się w jej stronę.
-Ja chyba nie mogę dłużej z tobą zostać mistrzu Hao...
Nie odpowiedziałem, bo doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że Sherma ma racje. Zrozumiałem to, kiedy zobaczyłem jej walkę ze strażnikami. Przegrała, jednak nie wiedzieć, czemu wyczuwałem, iż jeśli ktoś ma ich pokonać to właśnie ona. Nie mogłaby zaś dokonać tego pozostając ze mną. Przyjrzałem się jej raz jeszcze. Ciągle wydawała mi się za młoda, nie ukończyła nawet jedenastu lat. Wciąż sporo nie umiała. A zatem chociaż czułem, co czułem, nie miałem całkowitej pewności czy sobie poradzi.
-Pewnego dnia, Rivel zachorował. Lekarz, który go badał stwierdził zapalenie płuc. Mały musiał zostać w szpitalu. Lekarze starali się mu pomóc, niestety organizm jego był zbyt słaby. Zmarł po tygodniu. Wtedy ojciec zupełnie oszalał. Całkiem odwrócił się ode mnie. Mieszkaliśmy pod jednym dachem, a jednak traktował mnie jak powietrze. Aż w końcu miałam dość, nie mogliśmy przecież ciągle zadręczać się wspomnieniami o matce i Rivelu. Postanowiłam porozmawiać z ojcem. Weszłam do jego pokoju, a on udawał, że mnie nie widzi. Starałam się o tym nie myśleć, zawołałam go. Wówczas spojrzał na mnie. Nigdy nie widziałam takiej furii w jego oczach. Przestraszyłam się i chciałam wyjść. On jednak zaczął krzyczeć i oskarżać mnie o śmierć matki i Rivela. Próbowałam go uspokoić, wyjaśnić pomyłkę, ale zaatakował mnie napuszczając na mnie Tila.
Til uderzył tak mocno i nagle... Nie miałam czasu przywołać Keniego. Ten zjawił się sie sam. Rzucił się na Tila osłaniając mnie tym samym. Odskoczyłam w bezpieczne miejsce. Kenji i Til walczyli długo, bo ani mój ojciec, ani ja nie ustępowaliśmy...Nie wiem jak to się stało, ale przełamałam kontrolę talizmanu ojca. Od razu zastąpiłam go własnym. Nigdy nie przypuszczałam, iż to mogłoby się udać, a jednak Til poddał się mojej woli. Jednakże ojciec nie dawał za wygraną. Zaatakował mnie w zwykły sposób. Cios nie dotarł do mnie. Powstrzymał go Kenji. Atak na mnie wyzwolił w nim wielkie pokłady energii, nawet ja nie mogłam nad nim zapanować...- Tutaj Tarja ponownie przerwała, czułem, że przynajmniej na razie nie wydobędzie z siebie ani słowa więcej.
-Panna Tarja próbowała mnie powstrzymać, ale kontrola jej talizmanu była słabsza - odezwał się Kenji. Rzuciłem ojcem panienki o ścianę. Przez co stracił on przytomność i mocno krwawił. Panienka przestraszyła się, że go zabiłem. Na szczęście nie było tak źle...
-Przeżył, stracił jednak pamięć - Tarji nagle wrócił głos. - Nie wiedział jak się nazywa, nie poznawał mnie. Nie była to zwykła amnezja, lekarze nie potrafili mu pomóc, szamani także. Jeden z tych ostatnich powiedział mi o zielonych koralach, amulecie o wielkiej mocy, mogącym uleczyć takie obrażenia. Zrozumiałam, że musze je zdobyć.
Gwałtownie wstałem
-Ich istnienie to tajemnica, prawda? Skoro ja o nic nie wiedziałem.
Przytaknęła.
-Są dobrze chronione. Ci strażnicy zaatakowali mnie, ponieważ ich szukam. Tylko, dlatego, gdyż od celu jestem jeszcze daleko. W nich jest zaklęta namiastka mocy króla szamanów, dość duża jednak by wyrządzić duże zło, lub dobro.
-Zgaduje, że radzenie ci, abyś przestała ich szukać to tak jak radzić mi, abym wycofał się z turnieju, co?
Kiwnęła głową. Mimo strachu wydawała się być zdecydowana.
-Wiesz, że ci nie pomogę, prawda? Nie interesuje mnie namiastka. - Powiedziałem patrząc na nią. Następnie skierowałem wzrok na Sherme. - Ona chce z tobą zostać - Zakomunikowałem. Chciałem powiedzieć to obojętnym tonem. Nie udało się.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Karina
Król Szamanów (!)
Dołączył: 17 Gru 2005
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina Wiecznych Łowów
|
Wysłany: Pon 15:08, 29 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Nie wiem czy jużto kiedyś Pisałam, ale sherma to moja ulubiona postać z tego opowiadania;)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ive-Hao
Król Szamanów (!)
Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z królestwa
|
Wysłany: Pon 15:10, 29 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Moja też...dziwnie okazuje sympatie, co?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Karina
Król Szamanów (!)
Dołączył: 17 Gru 2005
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina Wiecznych Łowów
|
Wysłany: Pon 15:14, 29 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
To prawie jak ja.. wystarczy spojrzeć na Locka^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Daryśka
Król Szamanów (!)
Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 867
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków (wcześniej Lubliniec)
|
Wysłany: Śro 20:33, 31 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Ja na razie nie będę się wypowiadała o ulubionej postaci z tego opowiadanka, bo po prostu za mało jeszcze znam bohaterów.
A co do samego opka. Bardzo ciekawy wątek z tymi zielonymi koralami. Aż mnie zżera ciekawość, co dalej! Całość ładnie napisana, jest tak, jak lubię - da się wczuć w atmosferę no i oczywiście w uczucia bohaterów.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ive-Hao
Król Szamanów (!)
Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z królestwa
|
Wysłany: Czw 19:03, 01 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
Ech pokręcony wątek będzie z zielonką... ale na radzie nic nie zdradzam...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Karina
Król Szamanów (!)
Dołączył: 17 Gru 2005
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina Wiecznych Łowów
|
Wysłany: Czw 19:07, 01 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
A ja wieeeeem co będzie z Zieolnką, ale nie powiem:P
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ive-Hao
Król Szamanów (!)
Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z królestwa
|
Wysłany: Czw 22:31, 01 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
(Po tym odcinku raz na zawsze żegnamy się z fabuła serialu.... Acha kiedyś były to dwie cześci, każda o innym tytule, ale ponieważ dość płynnie się łączą, to dobrze jest jak jest..
VI
Klosz i wahadło
Odszedłem po angielsku. Nie mogłem zostać z nimi dłużej, ani pożegnać się, gdyż mało brakowało, a bym się rozpłakał. To zaś nie było dla mnie stanem naturalnym. Ja nigdy nie płacze, przynajmniej przy światkach.
Kiedy wróciłem do obozu natychmiast ruszyliśmy dalej. Teoretycznie powinienem natychmiast zapomnieć o Shermie i Tarji, by móc skupić się na turnieju, jednak nie było to takie proste... W ciąż rozpamiętywałem walkę Shermy ze strażnikami i po mino tego, iż byłem pewien, że kiedyś ich pokona, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że kiedy spotkam te dziewczyny następnym razem to przynajmniej jedna ... Starałem się nie dopuszczać, tych myśli, ale one wciąż wracały niczym nieznośny ból głowy... Czas płynął, a ja wciąż znajdowałem się daleko od Dobie... Nie wróżyło to nic dobrego. Reguły (przynajmniej niektóre) są jednakowe dla wszystkich. Oba te czynniki sprawiały, że byłem dość chmurny i markotny. Zawsze mało się odzywałem, teraz jednak zdarzało mi się milczeć przez kilka dni. Nie wnikałem, co myślą o tym moi ludzie. W końcu, co mnie to obchodziło, do póki nie kiełkowały im w głowach głupie pomysły mogli robić, co chcieli. Blask ognia zawsze mnie uspokajał, pomagał w podejmowaniu decyzji, wyciszał, oczyszczał. Od czasu tamtej wizji nawet to się zmieniło. Blask ogniska budził we mnie tylko pytania, za każdym razem coraz więcej pytań, a jednak nie mogłem zerwać ze swoim zwyczajem, więc na każdym postoju uparcie spoglądałem w płomienie ogniska. Kenji już nigdy nie przebił się do mojego wnętrza, wiedziałem jednak, że jakby było trzeba, to bez trudu mógłby to zrobić...
Wieczór był chłodny. Na niebie zbierały się chmury, wiał rześki wiatr. Wyraźnie zbierało się na deszcz. "Deszcz? Tutaj, teraz?" Zadziwiło mnie to, a jednak po minucie spadły pierwsze krople. Szybko zmieniły się w ulewę. Strugi wody zasłoniły całkowicie widoczność, okolica zdawała się być pogrążona we mgle. Ja sam całkiem zmokłem do nitki, bo ciągle siedziałem przy wygasłej kupce popiołu, która jeszcze przed chwilą była ogniskiem. Ulewa nie trwała długo, skończyła się tak samo niespodziewanie jak się zaczęła. Dopiero wówczas podniosłem się, spojrzałem na księżyc, poczym skierowałem się do namiotu. Po raz pierwszy od rozstania z Shermą nie miałem żadnych snów. Dobre rzeczy nie trwają jednak zbyt długo. To też, kiedy obudziłem się rano zastałem wszystkich w stanie nienaturalnego poruszenia.
-Stało się coś?- Zapytałem. Zamarli, mój beztroski ton jakby ich sparaliżował
-No, co jest? - Dopytywałem się.
-Zielonowłosy - usłyszałem w końcu.
-Zielonowłosy? Jaki znów zielono...Lyserg - wyszeptałem. -Jest tu? Odpowiedzieli coś, co znaczyło "Tak". Wróciłem do siebie.
Lyserg Diethel nie był kimś, kogo mógłbym lekceważyć. Wyglądał wprawdzie niewinnie, z tą swoją zielonkawa czuprynką i ślicznymi oczami w tym samym kolorze, a jednak mógłby okazać się niebezpieczny. W sercu tego młodego szamana od dawna drzemało pragnienie zemsty. Zemsty na mnie za to, co zrobiłem mu osiem lat temu. Za zabójstwo jego rodziców, chodź pewnie na moim miejscu postąpiłby tak samo, doskonale to wyczuwałem. Otaczała go taka dziwna aura. On pewnie nigdy by się z tym nie zgodził, ale przypominał mnie, był równie zdecydowany i gotowy wykończyć wroga. Czułem, że jak nic nie zrobię to jeszcze będą z tego kłopoty. Nie to żebym się bał o wynik ewentualnego starcia, na radzie jednak wolałem uniknąć bezpośredniego starcia z tym dzieciakiem. Naradzie niech zajmą się nim inni. Ponownie wyszedłem na zewnątrz podszedłem cicho do jednej z szamanek i spytałem:
-Skąd o tym wiecie?
- O Lysersg'u?
-Tak
-Ktoś widział jak upokarzał innych szamanów w walce. - Zabrzmiała odpowiedź.
****
"Upokarzał innych w walce."- Dla mnie to zdanie znaczyło, tyle, co: "Lyserg ma wrogów". To z kolei podsuwało mi pewien pomysł. Pomysł pozbycia się młodego różdżkarza niemalże bez ruszenia małym palcem. Moja rola ograniczyła się teraz jedynie do jednego. Wyciągnąłem przed siebie prawą rękę, poczym zacisnąłem dłoń tak jakbym coś trzymał. Natychmiast pojawił się w niej szklany klosz, którego konstrukcje podtrzymywały złote pręty. Uśmiechnąłem się złośliwie. Oto miałem w swoich rękach najlepszą broń przeciw Diethel`owi. Przez chwile wpatrywałem się w ową rzecz zastanawiając się równocześnie, w jaki sposób przekazać ją pokonanym szamanom. Nie mogłem przecież zrobić tego osobiście, to byłoby śmieszne.
"No trudno, niech będzie" - pomyślałem wołając Hijiri i Kamishiro. Zjawili się po chwili, jak zawsze nigdy nic nie mogą zrobić od razu. Mniejsza jednak o to.
-Wiecie, co to jest? - Zapytałem wskazując na klosz
-Tak. -Odpowiedzieli razem. -Więc Lyserg naprawdę cię martwi mistrzu...
- Pozbawcie szamana jego ducha, a uczynicie go bezsilnym. Nie mam złudzeń, że wam się to uda, dlatego tylko oddajcie to komuś... Rozumiecie?
Mruknęli coś niewyraźnie. Udałem, że tego nie było
-Przynajmniej to zróbcie jak należy- Powiedziałem ostro
-Komu mamy to dać?
Nic nie powiedziałem, ale w płomieniach ogniska pojawił się obraz. Przedstawiał on sylwetki trzech dziwacznie wyglądających mężczyzn. Jeden był to chudy, wysoki mulat z fryzurą afro, drugi nieco niższy w binoklach na nosie miał już delikatnie mówiąc swoje lata, trzeci zaś wyglądał jak przytępy osiłek. Był gruby, ale nie tłusty... Wskazałem ich palcem
-Wszystko jasne?
-Uhum
-Idźcie już, szkoda dnia.
Odeszli.
Poczułem coś dziwnego. Wokół Lyserga unosiła się jeszcze jedna siła. Siła Asakurów, a to mogło oznaczać tylko jedno, Yoh był razem z nim. Fakt ten mógł nieco zniweczyć mój plan. Yoh umie walczyć, nie raz to udowodnił. Tym bardziej, że nie walczył sam. Pozostali nie mili wprawdzie takiej mocy jak on, ale zmasowany atak zawsze jest groźny. Chyba, że jest się mą. Z drugiej strony wiedziałem, że Lyserg i dał w kość i zmasakrował broń Rena i Horo-horo. Doszedłem, więc do wniosku, iż raczej mu tym razem nie pomogą. Myliłem się...
Obserwowałem walkę z daleka. Lyserg rozpoczął ja całkiem sam, już po chwili zaś leżał na ziemi, a jego duszek, Cloye znalazł się w klatce. Zdawało się, że zielonowłosy szaman raz pożegna się ze światem żywych, gdy nagle zupełnie z nikąd pojawił się Ren Tao. Walczył z przeciwnikami używając zwykłej jedności ducha, trzeba przyznać, jego odwaga (albo raczej głupota) zaimponowała mi. Potem zjawili się także pozostali. Ciągle się nie przejmowałem. Jakby nie było Horo-Horo również używał jedynie jedności. Yoh zaś wydał mi się nieco słabszy i to był mój drugi błąd. Najdziwniejsze było jednak w tym wszystkim to, że Lyserg zdołał ponieść się i wyzwolić Cloye. Od tamtego momentu los walki był przesądzony... Wielkie wahadło załatwiło sprawę. W środku aż mną zatrzęsło, ale zachowywałem się spokojnie. Ostatnio zbyt wiele razy pokazałem, że coś mnie rusza, więc teraz nie mogłem sobie już na to pozwolić. Nie pozostało, zatem nic innego jak przejść nad tym, co się stało do porządku dziennego...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Daryśka
Król Szamanów (!)
Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 867
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków (wcześniej Lubliniec)
|
Wysłany: Pon 18:39, 05 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
Fajnie się czyta ficka z punktu widzenia Haosia ^^' Część jest naprawdę dobra, czekam na następną
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ive-Hao
Król Szamanów (!)
Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z królestwa
|
Wysłany: Pon 19:51, 05 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
A podpis widziałaś? czasem wydaje mi się, że jedna osoba to czyta
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Daryśka
Król Szamanów (!)
Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 867
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków (wcześniej Lubliniec)
|
Wysłany: Pon 23:09, 05 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
Udam, że podpisu nie widziałam Cę next part!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ive-Hao
Król Szamanów (!)
Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z królestwa
|
Wysłany: Wto 17:37, 06 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
W sumie co mi szkodzi....
VII
Ucieleśniony koszmar
Tej nocy koszmar powrócił. Był identyczny jak tamte, które miałem po ucieczce Shermy, ale dużo bardziej realistyczny. Wtedy widziałem tylko zasnute mgła postacie, słyszałem jakieś głosy. Potem obraz gwałtownie się zmieniał. Moim oczom ukazywało się jakby zasłane trupami pobojowisko. W śród zabitych znajdowała się również ona, Sherma. Leżała w nienaturalnej pozycji w kałuży własnej krwi. Nad jej ciałem unosił się wielki ptak o tęczowych piórach z czerwonym jak krew tętnicza ogonem i zakończeniami skrzydeł. Dziś owa mgła opadła. Ujrzałem dziwną armię złożoną z tysięcy walczących duchów. Nigdzie jednak nie było widać żadnych kontrolujących ich ludzi. Nie dostrzegłem również tego, z kim walczyli. Obraz zbyt szybko zmienił się w znane mi pobojowisko. Poczułem piekący ból w całym ciele. Jęknąłem i obudziłem się. Podobnie jak kilkanaście dni temu trząsłem się ze strachu. Sceny ze snu wciąż latały mi przed oczami. Pamiętałem dokładnie każdy szczegół, zupełnie jakby tamto zdarzyło się na jawie. Nie mogłem już zasnąć. Postanowiłem, zatem przejść się i pomyśleć.
Noc była chłodna, a przy tym wyjątkowo piękna, bezwietrzna. Gwiazdy świeciły niezwykle jasno na bezchmurnym niebie. Przypominały zapalone świece, albo białe cekiny przyszyte do czarnej sukni.
Ostre powietrze zmniejszyło nieco mój niepokój. Nie mogło wprawdzie zlikwidować całkiem, ale i tak znacznie lżej oddychałem. Chłód przeszył mnie do szpiku kości. Miałem już wracać, gdy zobaczyłem przed sobą jakąś samotną sylwetkę. Nie chciałem do niej podejść, jednakże jakaś siła pchnęła mnie do przodu. Zatrzymałem się za ową postacią mniej-więcej na odległość ramienia. Dopiero wtedy zauważyłem, że postać ta ma na sobie długi karminowy płaszcz z kapturem...
-Witaj Hao. - Na dźwięk tego głosu podskoczyłem, cofnąłem się o krok i o mały włos nie straciłem równowagi. Słodki czysty sopran, z przyczajoną w tle nutką jadu wbił się w mój umysł jak kleszcz. Właścicielka głosu powoli odwróciła się i ściągnęła kaptur. Jej twarz była koloru białego kamienia, co kontrastowało z długimi intensywnie rudymi włosami, przedzielonymi gdzie niegdzie złotymi pasemkami. Oczy i usta dziewczyny miały karmazynową barwę. Poza płaszczem jej strój składał się z krótkiego czerwonego topu i spodni dzwonów w tym samym kolorze. Na jej u szach widniały błyszczące kolczyki, szyje zdobił krótki naszyjnik. Całą ta biżuterię wykonano z jasnoczerwonych koralików.
-O nie, tylko nie ty- szepnąłem odwracając wzrok od jej spojrzenia.
-Czyżbyś się bał? - Jej głos wiercił mi dziurę w mózgu.
-Nie! - Skłamałem. Ona nie dała się oszukać. Oszczędziła mi jednak kpin.
-Czego ty chcesz Ivetto?
-Od ciebie nic. Jesteś zbyt słaby.
-Co? - Zdziwiłem się - ja...
-Gdybyś był silny, już dawno nie potrzebowałbyś tej bandy. Wystarczyłyby ci same dychy.
Poczułem złość. Nie mogłem spokojnie słuchać tych bzdur. Skoro nic od de mnie nie chce, to, po co mnie tu ściągnęła? Po co w ogóle się pokazała? Wywołałem kontrolę ducha. Zniszczyć ją tutaj i teraz to najlepsze wyjście dla wszystkich uczestników turnieju, w tym i dla mnie. Albo może prze wszystkim dla mnie? To miało w tej chwili większego znaczenia.
-O nie Hao. Nie bądź śmieszmy... -Widząc moją minę zawołała:
-Zefir! Kontrola ducha, rajski ptak!- W powietrzu nad nią pojawił się ptak z mojego snu, jej główny struż. Wydała rozkaz w nieznanym mi języku. Ledwo zdołałem uskoczyć przed atakiem. Ptak powtórzył natarcie tym razem ani ja, ani mój duch nie byliśmy dość szybcy. Rażony potężna siłą upadłem na plecy. Przez długą chwilę nie mogłem się ruszyć. Oczywiście straciłem kontrolę ducha. Czułem jak tamto tęczowe ptaszysko wysysa ze mnie wszystkie soki, nie tylko foriyoku... Traciłem przytomność. Dopiero wówczas Ivetta kazała Zefirowi przestać.
-I jak się teraz czujesz? - Zapytała patrząc na mnie z góry. Z wielkim trudem udało się podnieść.
-Całkiem nieźle. - Wyjąkałem. Cichy śmiech przeszył powietrze, wbił się w moje uszy.
-Nigdy więcej mnie nie prowokuj - Ostrzegła. Przełamałem się i spojrzałem na krótko w jej oczy.
Uniosła do góry lewą dłoń. Za jej plecami zmaterializował się legion duchów, a po jej prawej stronie pojawiły się cztery ciemnowłose dziewczęta o białych oczach (mówiąc ściślej ich oczy składały się jedynie z białka). Nad jej głową unosił się Zefir, oraz duch kolejnej, rudowłosej młodej kobiety. Widok ten przeraził mnie nie na żarty. Długo nie mogłem wydobyć z siebie słowa.
-Reica, Anja, Mistla, Esmeralda...- Wziąłem głęboki oddech. - Twoje siostry są twoimi stróżami, to... - Urwałem rozpaczliwie poszukując odpowiedniego słowa na określenie tej sytuacji.
-Ich moc się marnowała, ja tylko zapobiegłam jej roztrwonieniu. - Wyjaśniła zupełnie obojętnym tonem.
Odwróciłem się. Jej głos wiercił w moim umyśle coraz większą dziurę. Moc bijącą do niej mógłby wyczuć każdy, była tak ogromna. To także mnie dobijało.
-Wiesz? Ironia sprawia czasem, że chcą cię unicestwić ci, którzy powinni ci podziękować!
Zatrzymałem się. To zdanie jakby mnie sparaliżowało...
****
Z wielkim trudem potrzymałem się od krzyku. Wargi Ivetty nie poruszały się, ale jej głos wkręcał się w moją głowę. Był to najgorszy z możliwych rodzajów telepatii. Ona nie tylko przekazywała wiadomość. Ona świadomie zadawała mi ból.
-Pamiętasz jeszcze nasze spotkanie w Londynie osiem lat temu, prawda Hao?
Nie byłem w stanie odpowiedzieć. Ledwo panowałem nad własnym ciałem.
-Wszedłeś mi wtedy w drogę, kochaneczku. Osunąłem się na kolana. Stojąca przede mną szamanka ciągle wysyłała mi swoje myśli. Robiła to tylko po to, by mnie torturować, tym bardziej, iż nie byłem w stanie do jakiejkolwiek reakcji.
Tamto spotkanie pamiętałem dobrze. Odbyło się ono podobnie jak dziś w późnych godzinach nocnych, z tą różnicą, że na Tower Bridge. Jak na Wyspy Brytyjskie była to wyjątkowo ciepła noc? Korzystając z tego przechadzałem się po ulicach, bijąc się z myślami, podobnie jak jeszcze chwile temu. Właśnie przechodziłem przez ów słynny most, gdy nagle zobaczyłem dziewczynę w czerwieni. Stała tam zupełnie sama oparta o barierkę. Zdawała się nic nie wiedzieć i nie słyszeć. Wydawała się taka pogrążona we własnych myślach. Kiedy jednak mijałem ją obudziła się? Zagrodziła mi drogę i bez ostrzeżenia zaatakowała rajskim ptakiem. Atak powalił mnie na ziemię nim zdołałem uzyskać kontrolę ducha. Po uderzeniu zaś uzyskanie kontroli nie było możliwe. Jej duch atakował dalej. Tak samo jak podczas ostatniego starcia, wysysając ze mnie wszystkie siły. Zemdlałem, nie mam, zatem pojęcia, co w ów czas ją powstrzymało przed zabiciem mnie. Wiem tylko, że kiedy się ocknąłem leżałem na łóżku w jakimś całkiem przytulnym mieszkaniu. Opiekowały się tam mną cztery ciemnowłose dziewczyny o imionach Reica, Anja, Mistla i Esmeralda, siostry Ivetty, te same, które widziałem przed chwila jako duchy. Dzięki ich opiece szybko doszedłem do siebie...
-O wiedze, że dobrą masz pamięć - jej myśli przerwały pasmo wspomnień.
-Wystarczy - uwolniła mój umysł z telepatycznych więzów. Poczułem ulgę. Nareszcie mogłem wstać i jakoś na to wszystko opowiedzieć. Uznałem jednak, iż lepiej będzie na radzie zostać w tej pozycji i milczeć.
-Lyserg miał prawdziwe szczęście, że to ty zjawiłeś się tam pierwszy - dodała już za pomocą słów. - Szkoda, że nie można tak powiedzieć o twoich bliskich.
-Bo ty nie oszczędziłabyś chłopca, a całą rodzinkę przyłączyła do legionu?
-Wiesz, to, po co pytasz? Moc Diethel`ów była czymś, czego wtedy potrzebowałam. Ty sprawiałeś, że nigdy jej nie osiągnęłam, ale życie płata figle. - Pochyliła się lekko i rzekła:
-Podobnie jak osiem lat temu nieświadomie pokrzyżowałeś moje plany, tak teraz nieświadomie mi pomogłeś. Podsunąłeś mi pod nos świetnego żołnierza.
Skojarzenie nasunęło się samo. Sceny ze snu ponownie zawirowały mi przed oczami. Zacisnąłem zęby.
-Jeśli się zbliżysz do Shermy to pożałujesz...- Wycedziłem
-Na pewno - W głosie nie było nic prócz ironii.
W jednej chwili zostałem sam. Upadłem na ziemię. Rozmowa z nią kosztowała mnie zbyt wiele wysiłku. Bolała mnie głowa. Nie był to zwykły ból, lecz taki, jaki zostaje po nie uleczonej ranie, pomorzony przez cztery. Okropne uczucie.
Przywołałem swojego ducha. Nie bardzo wiedziałem gdzie mam się udać, ale liczyłem na to, że trawie we właściwe miejsce na czas. Właśnie świtało. Wschodnie niebo tonęło w złoto-czerwonym blasku. Okolica nabierała barw. Nie dostrzegałem tego. Zbyt martwiłem się o byłą uczennicę.
W oddali zamajaczyło coś na kształt rajskiego ptaka. Przetarłem oczy, aby upewnić się czy dobrze widzę. Kształt stał się wyraźniejszy. Zacisnąłem dłoń w pieść, serce zabiło mi mocniej. Więc zmierzałem w odpowiednim kierunku...
Obrazy ze snu znów zatańczyły w mojej głowie. Tak gwałtownie, że ledwo wytrzymałem. Parę sekund później opuściły mnie jednak, zastąpione przez swój odpowiednik w rzeczywistości...
Na piasku twarzą do ziemi leżała dziewczyna. Jej ciało było okropnie powyginane. Zapewne miała połamane ręce i nogi. Piasek wokół niej przybrał czerwony kolor. Kałuża krwi jeszcze nie skrzepła. Czarne włosy dziewczyny rozwiewał poranny wiatr.
-Sherma!- Jęknąłem i zatrzymałem się. Rajskiego ptaka już tam nie było. Przykucnąłem przy jej ciele. Nie sprawdzałem funkcji życiowych, skoro Ivetty już tam nie było, to na pewno leżał przede mną trup. Wziąłem ją na ręce. Wydała się taka ciężka. Nie mogłem w końcu jej tam zostawić. Czułem się fatalnie. Nie żałowałem jej. W sercu miałem jakby pustkę. W oczach mroczki. Nie widziałem nic z wyjątkiem martwej Shermy.
-H-Hao - usłyszałem słaby głosik dobiegający z dołu. Spojrzałem pod nogi. Zobaczyłem leząca na plecach Tarję.
Ostrożnie ułożyłem ciało Shermy z powrotem na ziemi. Uklęknąłem obok Tarji i spytałem:
-Możesz wstać?
Spróbowała podeprzeć się dłonią
-Nie.
Przy jej drugim boku pojawił się Kenji. Wydawał się być przerażony i zdezorientowany. Mnie nie dostrzegał, bądź ignorował.
-Panno Tarjo - wydusił. Wziął ja na ręce. Oderwałem od nich wzrok i spojrzałem na Sherme. Nigdy nie bym nie pomyślał, że do tego dojdzie, a jednak poczułem wilgoć na policzku. Otarłem łżę wierzchem dłoni, poczym podniosłem ciało uczennicy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Karina
Król Szamanów (!)
Dołączył: 17 Gru 2005
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina Wiecznych Łowów
|
Wysłany: Wto 19:05, 06 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
No! a już się bałam, ze trzeba będzie na Ciebie Kajtuś nasłać
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ive-Hao
Król Szamanów (!)
Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z królestwa
|
Wysłany: Wto 19:24, 06 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
chyba nie rozumiem?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Karina
Król Szamanów (!)
Dołączył: 17 Gru 2005
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina Wiecznych Łowów
|
Wysłany: Wto 19:32, 06 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
(R: Kari miała zamiar nasłać na ciebie Kaje na wypadek gdybyś rzeczywiście zrezygnowała z publikacji jakichkolwiek ficków...^^)
Ale z ciebie plotkara, Tamikoe...
(R: ktoś musi^^)
Ale czemu ty?
(R: a kto inny się do tego tak nadaje?^^)
*gleba*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|