Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Daryśka
Król Szamanów (!)
Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 867
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków (wcześniej Lubliniec)
|
Wysłany: Pią 23:45, 10 Mar 2006 Temat postu: Drugie FF by Daryśka xD |
|
|
Cóż...jakoś nigdy nie miałam głowy do tytułów, więc po prostu drugie ff by me ^^
Tak sobie raz siadłam do pisania i nic... po prostu słowa nie umiałam wydusić... aż tu mnie nagle naszedł pomysł: A może spróbować by napisać jeszcze jeden, zupełnie inny fick? No więc spróbowałam i efektem jest ff w narracji pierwszoosobowej. No, ale nie będę już przynudzać, po prostu dam pierwszy part
Od początku…
Jestem, wydawałoby się, zwykłą dziewczyną. Niedługo skończę 16 lat. Mam ciemnobrązowe włosy do ramion i brązowe (niektórzy upierają się że piwne, a nie brązowe, chociaż dla mnie to jedno i to samo) oczy. Figura... hmmm... nienajgorsza, ale mogła by być lepsza. Ogólnie na pierwszy rzut oka zwykła dziewczyna. Chodzę do szkoły, jak każdy inny w moim wieku. Uczę się nienajgorzej, ale na ocenach mi nie zależy. Właściwie nie mam przyjaciół, raczej kolegów, bo nikt nie zna mnie na tyle, żebym mogła określić go mianem przyjaciela. Zresztą ja też ich nie znam. Niektórzy mówią, że jestem nieśmiała, inni, że zamknięta w sobie. Jeszcze inni otwarcie nazywają mnie dziwadłem. Nie mam im tego za złe. Nie znają mojego sekretu. Widzę duchy. Rozmawiam z nimi. Jestem, tak jak wszyscy w mojej rodzinie, szamanką. Co to znaczy? Że jestem częścią natury. Że mogę rozmawiać z duszami zmarłych, a nawet wykorzystywać ich zdolności. Mogę też wiele innych rzeczy...ale po co to komu? Nikt z moich znajomych nie widzi duchów. Dlatego nie mam przyjaciół. Gdy mówiłam o duchach, ludzie odsuwali się ode mnie. W domu mówi się o zbliżającym się wielkimi krokami turnieju, ale nie wiem, o co chodzi. Chcą, żebym startowała. Ostatnio rodzice kazali mi znaleźć sobie ducha stróża. Skąd ja im niby wytrzasnę takowego? No nic, trzeba polatać po cmentarzach, pogadać z duszkami... może się jakiś znajdzie... no, co prawda jak do tej pory wystarczały mi shikigami, duszki listków. Nauczyłam się je przywoływać już dawno temu. Naprawdę pożyteczne istotki, mogą zrobić wiele rzeczy. Na przykład przynieść mi ciuchy z pralni, albo nosić za mną bzdety, których nie chce mi się dźwigać. Co prawda mama się wścieka, że zbytnio je wykorzystuję, ale kogo to obchodzi? Właśnie wyjęłam ususzony listek z książki. Skupiłam się na nim. Przywołać ducha ziemii... udało się. Jak zwykle. Niech mi teraz przyniesie coś dobrego z kuchni, nie chce mi się schodzić na dół.
-Daria! Znowu nadmiernie używasz shikigami!
No nie, zaczyna się... Mama wlazła z hukiem do mojego pokoju, a za nią wleciał biedny duszek, którego wysłałam do kuchni. Przyniósł mi jabłko. Mama wyrwała owoc przerażonemu duszkowi i zaczęła nim groźnie wymachiwać.
-Ile razy mówiłam, shikigami nie są jakimiś popychadłami! Jak chcesz coś zjeść, to rusz tyłek i zejdź do kuchni!
-Tak mamo... -wymamrotałam, obserwując jabłko, którym wymachiwała.
Duszek latał za jabłkiem, chcąc je wyrwać mamie. No, w końcu to mi miał je dać. Mama machnęła na duszka ręką i zniknął. Został po nim tylko listek, który spadł powoli na ziemię.
-Jeżeli jeszcze raz będziesz sobie robić popychadła z shikigami, to...
-To nie nauczycie mnie przywoływać ste wi, tak, wiem. A skoro już to jabłko tu jest, to mogę je dostać?
Mama spojrzała wymownie w sufit i podała mi owoc.
-Dziękuję bardzo. -powiedziałam, zanim ugryzłam spory kęs.
Mama wyszła. Wstałam i podniosłam listek, po czym znów klapnęłam na krzesło. Schowałam listek w pierwszej lepszej książce z brzegu (czyli w podręczniku do historii). Może się jeszcze przydać. Kiedyś shikigami uratowały mi życie. Wcale nie żartuję! To było jakiś rok temu, jesienią. Wracałam ze szkoły, a tu jakiś dwóch osiłków mi drogę zastępuje. Chcieli pieniędzy, a ja się nie na żarty wystraszyłam, zwłaszcza, że mieli jakieś scyzoryki. Skupiłam się jak nigdy dotąd i nagle cała armia shikigami rzuciła się na bydlaków. Miałam szczęście, że to była jesień, bo inaczej nie byłoby tylu liści do przywołania duszków... No, ale wracając do teraźniejszości... trzeba by w końcu ruszyć się i poszukać jakiegoś ducha stróża... Pójdę na kilka cmentarzy. Pora nawet odpowiednia, bo w nocy nikt nie będzie mi przeszkadzał. Poza tym gwiazdy są takie piękne...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Yoh
Szaman
Dołączył: 22 Gru 2005
Posty: 289
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 0:05, 11 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Nie wiem co powiedzieć... Może... hm... nie wiem czy to trafne porównanie, ale piszesz lepiej niż ja rysuję^^"
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ive-Hao
Król Szamanów (!)
Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z królestwa
|
Wysłany: Sob 0:10, 11 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Lubie tą narrację...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Daryśka
Król Szamanów (!)
Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 867
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków (wcześniej Lubliniec)
|
Wysłany: Sob 17:13, 11 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Dzięki Yoh, ale Ty zdecydowanie lepiej rysujesz, niż ja piszę xD
Kolejna część, taka sobie mi wyszła...
Niespodziewana wiadomość
Klapa. Kompletna klapa. Czy nigdzie nie ma ducha, który nadawałby się na ducha stróża? Jeśli takowy jest, to pilnie proszony o kontakt ze mną! Zlatałam w nocy chyba z pięć cmentarzy, jak nie więcej… No i co? No i nic. Jestem kompletnie wykończona całonocną włóczęgą, a w szkole bynajmniej nie mają zamiaru mi odpuścić. Wredni nauczyciele. Czasami myślę, że oni są tylko po to, by dręczyć uczniów. No dobra, wiem, że po zarwanej nocy nie wyglądam najlepiej, ale nauczyciele mogliby się przestać na mnie tak gapić!
***
No, nareszcie w domu. Mam serdecznie dość szkoły. Teraz pójdę, walnę się na łóżko i do widzenia wszystkim!
-Daria!
No super. Najpierw nauczyciele, teraz mama.
-Tak? –zapytałam, siląc się na możliwie uprzejmy ton.
-Znalazłaś już ducha stróża?
-Nie.
Dobra, odpowiedziałam na pytanie. Teraz powinnam móc spokojnie poczłapać na górę do mojego pokoiku, ale nie. Jak zwykle wszyscy przeciwko mnie.
-To lepiej szybko znajdź. –powiedziała mama wynurzając się z salonu.
-No przecież szukam! –jęknęłam, patrząc na nią błagalnie.
Niech da mi teraz spokój, chcę się wyspać! Mama zezowała na mnie chwilę.
-Jak już powiedziałam, lepiej szybko znajdź. Najlepiej byłoby gdybyś zdążyła przed wyjazdem.
Stanęłam jak wryta. Jakim wyjazdem? Czemu ja się o wszystkim dowiaduję ostatnia?
-Wyjazdem? –zapytałam niepewnie.
Utkwiłam spojrzenie w mamie, a ona zrobiła niewinną minę. Niedobrze, zawsze, gdy taką robi to znaczy, że coś się szykuje.
-No… wiesz, pojedziesz na jakiś czas do naszych znajomych. Będą cię trenować i w ogóle… mieli kiedyś szkołę szamanów, mają dużo większe doświadczenie niż my.
-Nie! –jęknęłam. –Nie mów, że wysyłacie mnie do tych całych Asakurów! Do Japonii? Czemu?
Mama wybełkotała coś, po czym zniknęła w salonie. Po chwili usłyszałam odkurzacz. Powlokłam się do mojego pokoju. Rzuciłam plecak gdzieś w kąt i usiadłam. Jakoś dziwnie przestałam być senna. Dlaczego akurat ja? Dlaczego nie mogę być jak każda normalna nastolatka? Nie, ja muszę widzieć duchy i jechać do Japonii na jakieś głupie szkolenie.
***
Przez otwarte okno wleciał kruk. Rozbił się o zamknięte drzwi i popatrzył na mnie. Westchnęłam i wstałam. Otworzyłam drzwi, a ptaszysko wyleciało z mojego pokoju. Czy moi rodzice nigdy nie mogą skorzystać z normalnej poczty? Ciągle tylko wietrzni posłańcy…
-Daria! Zejdź na dół!
No świetnie. Ciekawe, czego tym razem chcą. Wstałam i zwlokłam się ze schodów. Na dole w salonie czekali rodzice. Tata trzymał kartkę. Rzuciłam na nią okiem. Zapisana japońskim pismem, pewnie od jakiegoś Asakury. Usiadłam w fotelu. Tata siedział na kanapie, a mama stała przy kominku. Czemu oni mają takie poważne miny?!
-Otrzymaliśmy odpowiedź od Yohmai Asakury. Zgadza się przyjąć cię do siebie. Będzie cię uczył sztuki szamaństwa. –zaczął bardzo oficjalnym tonem tata.
No super. Nie dość mam nauki w zwykłej szkole? Ludzie, ja potrzebuję też trochę czasu dla siebie! Poza tym ten cały Yohmai jest w Japonii. Niby jak mam tam chodzić na lekcje?
-Na czas nauki u mistrza Yohmai wyjedziesz do Izumo. –powiedziała mama.
-A szkoła? Nie mogę tak po prostu wyjechać! –powiedziałam, chociaż wiem, że i tak nic to nie da.
-Jedziesz do szkoły szamanów w Japonii, najlepszej, jaką znamy. –powiedział tata.
-No a poza tym zbliża się turniej. Nikt nie przygotuje cię lepiej niż mistrz Yohmai. –dodała mama.
Super. Po prostu lepiej być nie może. Rodzice wyraźnie zamilkli, więc wstałam.
-To wszystko? –zapytałam.
-Tak, to wszystko. Wyjedziesz zaraz po feriach. Do tego czasu dobrze by było gdybyś znalazła sobie ducha stróża.
Pokiwałam głową na znak, że do mnie dotarło i powlokłam się z powrotem do siebie. No to trza znaleźć tego ducha… Zastanawiam się tylko, czy rodzice wysyłaliby mnie do Japonii, gdyby ci cali Asakurzy nie byli ich przyjaciółmi…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kumiko
Kandydat na Szamana
Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 170
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Magiczna Polana
|
Wysłany: Sob 19:58, 11 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Fajne to twoje FF ^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Yoh
Szaman
Dołączył: 22 Gru 2005
Posty: 289
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 20:09, 11 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Bardzo mi się podoba. ^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Daryśka
Król Szamanów (!)
Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 867
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków (wcześniej Lubliniec)
|
Wysłany: Nie 16:39, 12 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Tą część równie dobrze mogłabym wyrzucić, ale skoro już ją napisałam, to się pochwalę xD
Poszukiwania ducha stróża
Znowu łażę po jakimś cmentarzu. Duchów tu całe mnóstwo, ale większość raczej na nic mi się nie przyda. Idę dalej, na kolejny cmentarz. Dochodzę na miejsce. Nie wiem czemu, ale mam dziwne wrażenie, że jestem obserwowana. Sprawdzam, ale nikogo nie widzę. Tylko duchy. No, w końcu jestem na cmentarzu, to zrozumiałe, że całkiem sporo ich tu. Westchnęłam ciężko. Pora przypatrzeć się tym wszystkim duszkom. Patrzę po kolei na każdego, na razie nie zdradzam się z tym, że je widzę. Jeden przykuł moją uwagę. Przystojny blondyn z mieczem. Podeszłam do niego.
-Cześć.
Spojrzał na mnie wyraźnie zdziwiony tym, że go widzę.
-Cześć. –odpowiedział.
Ciągle mi się przypatrywał. Wytrzymałam to spojrzenie.
-Jestem Daria. –przedstawiłam się.
-A ja Netheal. –odpowiedział duch.
No, po tym dość sztywnym wstępie rozmowa się rozkręciła. Nawet dobrze mi się z nim gadało. W końcu zdobyłam się na odwagę i zapytałam:
-Wiesz, szukam swojego ducha stróża. Nie chciałbyś nim zostać?
Netheal popatrzył na mnie. Szczena mu opadła. Był wyraźnie w szoku. Poczekałam, aż wrócił do normy.
-Wybacz, ale ja już mam swoją szamankę. –powiedział w końcu Netheal.
-Aha. No nic, muszę dalej szukać.
Szlag. Kiedy już znalazłam fajnego ducha, to on już ma szamankę. Tylko ja mogę mieć takie szczęście. Poruszyłam się. Czy dobrze słyszałam? Na pewno. Za mną ktoś jest, bo duch nie może szurać butami o ziemię. Powoli sięgnęłam do kieszeni i wyjęłam kilka listków. Ostrożności nigdy nie za wiele. Powoli się obróciłam i spojrzałam w kierunku, z którego dochodził szelest. Kilka grobów, a za nimi krzaki. Netheal wyraźnie zauważył co się dzieje, gdyż zaofiarował się pomóc w razie kłopotów. Stanęłam pewnie naprzeciwko krzaków. Nie bałam się. W ręce miałam kilka listków, więc mogłam przywołać shikigami, które by mi dały czas na dalsze działania. Poza tym Netheal, który za życia był żołnierzem, aż rwał się do pomocy. W krzakach nikogo nie zobaczyłam. Szelest ucichł. Wiatr rozwiewał mi włosy.
-Kto tu jest? –zapytałam.
Zero odpowiedzi. Znów usłyszałam szelest. Niewiele myśląc przywołałam kilka shikigami i bezgłośnie kazałam im sprawdzić kto ukrywa się w krzakach. Po chwili usłyszałam jęki. Może nie trzeba było kazać shikigami atakować każdego, kogo znajdą? Bezgłośnie odwołałam duszki. Z krzaków powoli wylazł… chłopak z mojej klasy! No nie, tego się nie spodziewałam.
-Co tu robisz? –zapytałam.
-Nic. –odpowiedział, rozmasowywując sobie głowę.
Biedny. Zrobiło mi się go trochę szkoda. Chociaż z drugiej strony po co pchał się tam, gdzie nie trzeba?
-To po co siedziałeś w krzakach? –zapytałam przypatrując mu się uważnie.
-Sprawdzałem plotki. –odpowiedział, przyglądając mi się z zainteresowaniem.
Plotki? Jakie, do cholery, plotki? No i czemu on się tak na mnie gapi?
-Po co ci te liście? –zapytał Tomek.
-Po nic.
Szlag. Jeszcze zacznie rozpowiadać, że się po cmentarzach włóczę. Tylko tego mi było trzeba. Szybko schowałam listki do kieszeni. Te, które wykorzystałam leżały gdzieś w krzakach; nie zamierzam ich szukać.
-Jakie plotki sprawdzałeś? –chyba mi nie wyszedł obojętny ton…
Tomek wzruszył ramionami. Wsadził ręce do kieszeni.
-Zastanawiałem się tylko, czemu o tej porze chodzisz z cmentarza na cmentarz.
-Śledziłeś mnie?
-Tak.
No nie, tego już za wiele. Miałam ochotę przywołać kilka shikigami i nasłać je na chłopaka, ale się opanowałam. Zapadła niezręczna cisza.
-Śledził cię? Nie masz mu ochoty czymś przyłożyć? –zapytał Netheal.
Nie odpowiedziałam. Gdybym to zrobiła, to Tomek uznałby, że ześwirowałam.
-Więc naprawdę nie masz nic lepszego do roboty?
-Nie. A tak właściwie to z kim gadałaś?
Ja nie mogę! Czy on naprawdę myśli, że mu powiem? Proszę bardzo. Rozmawiałam z duchem żołnierza o imieniu Netheal. Zadowolony? No pewnie, że nie. Nie uwierzyłby.
-Naprawdę myślisz, że ci powiem?
-Tak.
Denerwuje mnie, że on się tak głupkowato uśmiecha.
-To źle myślisz. –powiedziałam.
Odwróciłam się do Netheala i pomachałam mu tak, żeby Tomek nie zauważył. Duch uśmiechnął się i powiedział mi ładnie dowidzenia. Zaczęłam iść w kierunku najbliższego wyjścia z cmentarza. Tomek chwilę stał w miejscu, po czym ruszył za mną. Idiota. Nie może się odczepić?
-No… to gdzie idziemy?
Zatrzymałam się. Gdzie idziemy?! Co on sobie niby wyobraża?
-Ty do swojego domu, a ja… jeszcze nie wiem. –powiedziałam chłodno i znów ruszyłam.
Tomek ruszył za mną. Czy ten facet nie ma zamiaru się odczepić? Postanowiłam go ignorować, może mu się znudzi. Doczłapałam do następnego cmentarza. Weszłam między groby. Tomek cały czas szedł za mną, krok w krok. Zaczynało mnie to naprawdę wkurzać. Ja tu mam poważne zadanie, swojego ducha stróża muszę znaleźć, a tu mi się taki głupek przyplątał! Przystanęłam i westchnęłam. Odwróciłam się i spojrzałam Tomkowi w oczy.
-Czego ty właściwie ode mnie chcesz?
Chłopak zdziwił się. Milczał. Za co? Dlaczego akurat mi się to przytrafia? Odwróciłam się i szłam dalej, czytając napisy na nagrobkach. Duchy przypatrywały się mi z zaciekawieniem. Tomek po chwili dobiegł do mnie.
-Szukasz jakiegoś konkretnego grobu? Mogę ci pomóc.
-Nie tyle grobu, ile… -w porę ugryzłam się w język.
Tomek przypatrywał mi się z zainteresowaniem.
-Można powiedzieć, że szukam grobu. –powiedziałam w końcu ze zrezygnowaniem.
-Kogo? Mógłbym ci pomóc. –zapytał Tomek.
-Nie wiem.
Chłopak przyjrzał mi się dziwnie. Niby co miałam mu powiedzieć? Szukam ducha, nie grobu, ale tego raczej nie mogłam powiedzieć. Nagle olśniło mnie.
-Jak znajdziesz grób Netheala, to daj znać.
Tomek uśmiechnął się i zaczął czytać napisy na grobach. To dało mi trochę czasu, żeby zobaczyć, jakie duchy są na tym cmentarzu. Znowu klapa. Dobra, zerknę jeszcze na jeden cmentarz i koniec na dzisiaj.
***
Ja nie mogę! Niech ktoś zabierze tego debila!
-Nie wiesz nawet na którym cmentarzu jest jego grób?
-Nie, nie wiem.
Tomek uparcie nie chciał się ode mnie odczepić.
-A właściwie to po co go szukasz?
-Nie twój interes.
Dopóki ten idiota będzie się za mną włóczył, to nie pogadam z żadnym duchem! Próbowałam już wszystkiego, od delikatnego dawania do zrozumienia, żeby się odczepił do otwartych gróźb. Teraz staram się go ignorować, ale to chyba niemożliwe. Czego on ode mnie chce?! No tak, zapomniałam, miałam go ignorować. Ignoruję go. Nadal go ignoruję. Ciągle go ignoruję.
-A co zrobisz, jak już znajdziesz ten grób?
-Zapalę świeczkę i pójdę do domu. Wystarczająca odpowiedź?
Cholera! Miałam go ignorować… No nic, każdy może się zapomnieć.
-A jak nie znajdziesz?
Spojrzałam na Tomka z ukosa. Nie no, z tym idiotą na karku nic nie zdziałam… Chyba dam sobie spokój na dzisiaj.
-To trudno.
Ruszyłam w stronę ulicy. Tomek jęknął i pobiegł za mną.
-Jeszcze nie zdążyłem sprawdzić wszystkich grobów na tym cmentarzu! A co jak jego grób tu jest?
-Na dzisiaj wystarczy. Mam dość. Kiedy indziej poszukam.
Tomek przyglądał mi się chwilę, po czym inteligentnie odpowiedział „aha”. Chwilę za mną szedł, ale nie miałam zamiaru się do niego odzywać. W końcu chyba się połapał w sytuacji, bo powiedział mi „cześć” i polazł w bliżej nieznanym mi kierunku. W sumie jak się teraz nad tym zastanowię, to miło z jego strony, że chciał mi pomóc. Szkoda tylko, że nie ma żadnego wyczucia…
Wiem, głupia ta część, ale następna jest lepsza ^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Fly
Szaman
Dołączył: 25 Gru 2005
Posty: 491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Tokio
|
Wysłany: Nie 17:26, 12 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Znam to! ^^''' z bloga... jakiegos? xD'' Ale fajne jak zawsze ^^ Daryśka rządzisz!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kumiko
Kandydat na Szamana
Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 170
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Magiczna Polana
|
Wysłany: Nie 17:53, 12 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Wcale nie była taka głupia^^ Szybko i miło się czyta^^ Fajne
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Daryśka
Król Szamanów (!)
Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 867
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków (wcześniej Lubliniec)
|
Wysłany: Nie 23:38, 12 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Dzięki^^
Kolejna część. Powiem tylko, że jak to pisałam, to miałam głupawkę
Podróż
Ferie szybko minęły, a ja wciąż nie mam ducha stróża. Mama stwierdziła, że w końcu na pewno znajdę takiego ducha, który jest mi przeznaczony. Ta, tylko kiedy? Przecież już jutro wyjeżdżam!
***
Lotnisko. Samolot. No to startujemy! Jak ja nie cierpię latać…
***
No, jestem na miejscu. Lotnisko w Tokio. Całkiem spore. Ktoś tam macha mi ręką. Jakaś dziewczyna z różowymi włosami. Pewnie Tamao. Nie widziałam jej dobre dziesięć lat. Podeszłam do niej. Uśmiechnęła się.
-Daria, zgadza się?
-Tak. A ty Tamao, prawda?
-Dokładnie.
Za Tamao pojawiły się dwa duszki. Jeden był duchem lisa, a drugi przypominał mi bliżej nieokreśloną tłustą kupkę futra.
-To są Ponchi i Konchi.
-Urocze… Są twoimi duchami stróżami?
Tamao przytaknęła. Powolnym krokiem skierowałyśmy się do taśmy na której już jeździły bagaże. Wypatrzyłam swoją walizkę i wzięłam ją. Tamao bardzo chciała mi pomóc, ale jedyne co osiągnęła to kilka siniaków. Ponchi i Konchi śmiali się na całego. Żal mi się zrobiło biednej Tamusi. Od razu widać, że nie ma podejścia do zwierząt. Kiedy nie patrzyła niechcący przygniotłam walizką oba duchy. Od razu im humor przeszedł. Tamao skombinowała taksówkę.
-Mamy taksówką dojechać aż do Izumo?
-Mistrz Yohmai za wszystko zapłaci.
Nie będę się kłócić. Skoro staruszek chce płacić, to proszę bardzo.
***
Dojechaliśmy. Rany, zapamiętałam posiadłość Asakurów jako trochę mniejszą… No, ale w końcu byłam tu dziesięć lat temu. W progu przywitała mnie bardzo chuda i wysoka kobieta z długimi brązowymi włosami. Ubrana była w proste kimono.
-Daria! Tak dawno cię nie widziałam! Ile to już lat minęło, dziesięć?
-Dokładnie.
O żesz! Kim ona jest? Nie pamiętam jej! Trochę głupia sytuacja…
-Pewnie mnie nie pamiętasz. Jak byłaś tu ostatnio, to mówiłaś do mnie ciociu Keiko.
-Aha…
No cóż, już inteligentniej nie mogłam odpowiedzieć. Keiko? Keiko… a, tak! Mama Yoh!
-Przygotowałam ci pokój, naprzeciwko pokoju Tamao.
-Dziękuję.
-Nie ma za co. Pewnie jesteś zmęczona podróżą. Tamao zaprowadzi cię do pokoju. Kolacja o ósmej!
Keiko poszła w kierunku najbliższego budynku, łopocząc tym swoim kimonem, a Tamao poprowadziła mnie przez dosyć spory ogród.
-Nie wiem, znasz historię tego miejsca?
-Niezbyt dokładnie.
No, poza faktem, że to najlepsza szkoła szamanów w Japonii i jednocześnie dom przyjaciół moich rodziców, to nie wiem o tym miejscu nic.
-Kiedyś było tu bardzo dużo uczniów. Teraz zostałam tylko ja. No i ty. Yoh i Anna wyjechali do Tokio, a Lock dawno temu wszedł do Tunelu Tartaru i nigdy nie wyszedł. Jak pomyślę o tych wszystkich szamanach, którzy się tu uczyli… wiesz, cieszę się, że ty też będziesz się tu uczyć. To znaczy czułam się trochę samotnie odkąd Anna i Yoh wyjechali.
Tamao dalej gadała, a ja usiłowałam zapamiętać, a przynajmniej zrozumieć, o czym. Niby uczyłam się japońskiego od urodzenia, ale jakoś trudno było mi podążać za potokiem słów Tamci. W końcu doszłyśmy do sporego budynku z mnóstwem drzwi. Tamao otworzyła pierwsze z brzegu i weszłyśmy w korytarz. Tam kolejne drzwi, po obu stronach korytarza. Tamao ciągle gadając przeszła kilka metrów, a ja poczłapałam za nią, starając się zapamiętać drogę.
-To jest twój pokój.
Tamao zatrzymała się i otworzyła mi drzwi.
-Jakbyś czegoś potrzebowała, to mój pokój jest naprzeciwko.
-Dzięki.
Tamao uśmiechnęła się i wyszła, zamykając drzwi. Postawiłam walizkę i rozejrzałam się. Pokój, jak cała posiadłość Asakurów, urządzony był w tradycyjnym japońskim stylu. Chwilę stałam w miejscu, po czym zabrałam się za rozpakowywanie walizki.
***
Nie zdążyłam się jednak rozpakować do końca, bo do pokoju jak burza wpadła Tamao.
-Kolacja! Oj, przepraszam! Powinnam była zapukać!
-Nic nie szkodzi.
Tamao jest rozbrajająca. Młodsza ode mnie o kilka lat, więc wielu moich rówieśników śmiało nazwałoby ją dzieciuchem, ale ja ją polubiłam. Porzuciłam pakowanie i razem z Tamao poszłyśmy do sąsiedniego budynku, skąd już dochodził cudowny zapach jedzonka.
-No, jesteście w końcu!
Staruszek obrzucił mnie spojrzeniem wyrażającym uprzejme zainteresowanie. Domyśliłam się, że jest to mistrz Yohmai. Tamao tylko potwierdziła moje przypuszczenia.
-Przepraszam mistrzu, ja… bo Ponchi i Konchi przestawili mój zegarek i ja… przepraszam, to moja wina!
Tamao zaróżowiła się, co wyglądało dość ciekawie, zwłaszcza w połączeniu z jej różowymi włosami i oczami. Ponchi i Konchi o dziwo gdzieś znikli. Niech no ja dorwę jednego i drugiego!
Kolacja upłynęła dość miło… no, a przynajmniej do momentu, kiedy Yohmai zapytał się mnie o mojego ducha stróża. Nie był zbyt zadowolony kiedy powiedziałam mu, że jeszcze takowego nie mam.
***
Wieczór. Ponchi i Konchi wciąż się nie pojawili. Tamao ostrzegła mnie, że mistrz Yohmai lubi urządzać poranne treningi, więc żebym się rano nie zdziwiła. Poranne? Jak dla mnie rano to jest koło dziesiątej, a skoro poranne, to po dziesiątej. Wcześniej nie mam zamiaru wstać. Dobranoc.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kumiko
Kandydat na Szamana
Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 170
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Magiczna Polana
|
Wysłany: Nie 23:43, 12 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Wszystko wzięłaś pod uwagę, języki itd. ja to zawsze o czymś zapomnę xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Daryśka
Król Szamanów (!)
Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 867
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków (wcześniej Lubliniec)
|
Wysłany: Nie 23:51, 12 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Tu wzięłam, ale to po tym, jak w moim pierwszym ficku parę osób mi wytknęło, że mam straszne pomieszanie osób z różnych krajów i nie wiadomo po jakiemu oni sie właściwie porozumiewają.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ive-Hao
Król Szamanów (!)
Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z królestwa
|
Wysłany: Pon 12:38, 13 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
No...fajnie .A co do języków..to tak sobie mysle..że skoro w aminr nie bardzo się tym przejmowali...(bo w sumie po jakiemu oni tam mówią) to może nie trzeba się tym aż tak bardzo perzejmować...(głupi wniosek, ale co tam)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Daryśka
Król Szamanów (!)
Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 867
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków (wcześniej Lubliniec)
|
Wysłany: Pon 18:14, 13 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
W sumie racja ^^ Nie ważne po jakiemu mówią, ważne, że się jakoś porozumiewają xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Daryśka
Król Szamanów (!)
Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 867
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków (wcześniej Lubliniec)
|
Wysłany: Pon 23:38, 13 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Znowu drugi post pod rząd... mam nadzieję, że jak Kitty wróci, to mi nic nie zrobi...
Treningi szamańskie…
Łup, łup, łup!
-Co jest… kogo niesie?
Łup!
Drzwi zadrgały groźnie.
-Tak?
Przetarłam oczy. Drzwi otworzyły się (a właściwie to otworzył je mały niebieski duszek, idę o zakład, że shikigami!), a w progu stał Yohmai. Rzucił mi niezadowolone spojrzenie.
-Wstawaj! Trzeba się zabrać za twój trening!
Popatrzyłam na niego nieprzytomnie. Eee… czy on mówi po japońsku? Czy ja powiedziałam „tak” po polsku? No tak… zapomniałam, że jestem w Japonii. Stłumiłam ziewnięcie. Yohmai zaczął coś bełkotać po japońsku, ale nie wiem co, bo tak mi się chciało spać, że nie byłam w stanie słuchać, a co tu dopiero o rozumieniu mówić… Nagle coś mnie uderzyło w twarz. Shikigami! Nie no, tego za wiele! Nikt mi tu nie będzie na mnie shikigami nasyłał!
-Słuchaj, jak do ciebie mówię! A teraz wstawaj! Za pięć minut masz być gotowa!
Yohmai wyszedł, a duszek, który mnie uderzył wyleciał za nim. Niewiele myśląc klapnęłam o poduszkę i zasnęłam.
***
-Wstawaj! Daria, wstawaj!
-Co jest?
-Wstawaj mówię! Mistrz Yohmai jest wściekły!
Popatrzyłam nieprzytomnie na Tamao.
-Wściekły? A to czemu?
-Już dawno nikt go nie zignorował!
Tamao patrzyła na mnie z pewnym zachwytem, ale i ze strachem. Zaraz, jak to zignorował? O szlag! Zasnęłam! Zerwałam się jak chyba jeszcze nigdy, dorwałam swoje ciuchy i rzuciłam pytające spojrzenie Tamao. Wskazała mi kierunek. Pobiegłam do łazienki. Szybko doprowadziłam się do stanu używalności i razem z Tamcią pobiegłam do ogrodu. Yohmai stał do nas tyłem. Rozmawiał z jakąś staruszką. Jak się domyśliłam tą staruszką była jego żona, Kino Asakura. Tamao zasłoniła dłońmi usta. Yohmai odwrócił się do nas. Żyła na jego skroni pulsowała groźnie.
-Przepraszam, mistrzu, zasnęłam. –powiedziałam cicho.
Z tego co wiem, to ze staruszkiem lepiej nie zadzierać. Kino jest podobno jeszcze gorsza. Za sobą usłyszałam stłumiony śmiech Ponchiego i Konchiego. Nie odwróciłam się, później się z nimi policzę. Yohmai długo świdrował mnie wzrokiem. W końcu Tamao zaczęła się trząść.
-To… czy będziemy tu tak stać cały dzień? –zapytałam.
Yohmai mruknął coś i zaczął powoli iść. W pierwszej chwili pomyślałam, że zostawia nas z Kino, ale ona poczłapała w stronę pokoju Keiko. No więc nie zostało mi nic innego, jak pójść za Yohmai. Tamao podreptała za mną.
***
Ratunku! Nóg nie czuję! Jak ten staruszek może się tyle nadreptać i nie narzekać?
***
Doszliśmy. W końcu. Jakieś ogromne cmentarzysko. Zaraz za nim ładna polanka i rzeczka. W pierwszej chwili pomyślałam, że mam sobie wybrać ducha stróża, ale chyba nie o to chodzi. Tamao rzuciła Yohmai pytające spojrzenie, a on skinął głową. O co chodzi? Jakaś milcząca zmowa? Nieważne… Tamcia przykucnęła, opierając się o jedno z nielicznych drzew. Zastanawiałam się, czy nie wziąć z niej przykładu, ale Yohmai ruszył w stronę rzeczki. Stałam w miejscu, nie wiedząc, co ze sobą zrobić.
-Podejdź.
No dobra. Podeszłam.
-Wiesz, co to są shikigami?
Skinęłam głową.
-Przywołaj jednego.
Rozejrzałam się dookoła. Kilka listków leżało tu i tam. Podeszłam do tego, który był najbliżej, podniosłam go i skupiłam się. Po chwili nade mną unosił się malutki duszek. Yohmai obserwował mnie z kamienną twarzą.
-A potrafisz to zrobić bez dotykania liścia?
-Chyba tak.
-Udowodnij.
U moich stóp leżał drugi listek. Wyciągnęłam dłoń przed siebie. Przymknęłam oczy. To dużo trudniejsze, gdy nie można dotknąć listka. Po chwili mi się udało, ale ten drugi shikigami był dużo słabszy niż pierwszy. Widać to było bardzo wyraźnie, był dużo mniejszy, bardziej ociężały… Yohmai uniósł brew.
-Trzeba będzie nad tobą dużo popracować.
***
Jeszcze czego. Zostawił nas tu. Tamao ma medytować, a ja mam ćwiczyć przywoływanie shikigami. Oczywiście bez dotykania liści. Kiedy dzisiejszy trening dobiegnie końca, to staruszek wróci. No, to można poleniuchować!
-Co… co ty robisz?
-Jak to co? Przerwę!
Tamao popatrzyła na mnie dziwnie.
-Nie radzę. Mistrz Yohmai się dowie…
-Niby jak? Przecież zostawił nas tu same.
-No… niby tak, ale jego shikigami…
W tym momencie oberwałam w głowę. Obejrzałam się. Niebieski duszek unosił się spokojnie kilka centymetrów nad moją biedną łepetynką. No tak, shikigami Yohmai. My mamy ćwiczyć, duszki nas pilnować, a on sobie pewnie odpoczywa. Jaki ten świat niesprawiedliwy! Rzuciłam okiem na Tamao. Siedziała nienaturalnie prosto i oczami wodziła za niebieskim duszkiem. Chcąc, nie chcąc wróciłam do mojego treningu…
***
Po kilku godzinach efekty mojego trenowania wyglądają następująco:
23 spalone liście
4 dymiące liście
16 szczątków liści
1 zmęczona szamanka
0 shikigami (jeżeli nie liczyć tych dwóch natrętów, których nasłał Yohmai…)
***
Keiko jest chyba aniołem! Pojawiła się nagle, łopocząc kimonem, z tacą w rękach i wypowiedziała te trzy cudowne słowa:
-Zróbcie sobie przerwę.
Tamao wypuściła głośno powietrze z płuc i zgarbiła się. Nagle Ponchi zaczął wykrzykiwać coś o shikigami, a Konchi dźgnął Tamcię w plecy. Bidulka wystrzeliła jak z procy, a futrzaki tarzały się ze śmiechu. Przesadzili. Tym razem po prostu przesadzili! Tamcia i tak trzęsie się ze strachu przed Yohmai, nie trzeba jej głupich żartów futrzaków. Chciałam im rzucić coś do słuchu, więc oskarżycielsko wymierzyłam palec i… zamarłam. Cztery idealne shikigami rzuciły się na Konchiego i Konchiego. Czy to ja je wywołałam? Niemożliwe. Spojrzałam na Keiko, ale to chyba nie ona. Ciągle trzymała tacę i z obojętną miną obserwowała shikigami goniące futrzaki. Tamao? Na pewno nie. Wciąż była roztrzęsiona po dowcipie Konchiego i Konchiego. Więc zostaję tylko ja. Powoli opuściłam dłoń, a shikigami zniknęły. To chyba tylko dowodzi tego, że to moja sprawka. Keiko zaśmiała się i postawiła tacę.
-Smacznego.
Załopotała kimonem i już jej nie było. Ponchi i Konchi dyszeli ciężko, a Tamao chyba w końcu wróciła do siebie.
***
Jestem padnięta! Całe osiem godzin przywoływania shikigami to jak dla mnie za dużo.
***
No tak… po treningu trzeba podreptać z powrotem do naszego uroczego domku… Jak tak mają wyglądać wszystkie treningi, to ja chyba tygodnia tu nie przeżyję! Co ja mówię, dwa dni i wykituję!
***
Kolacja. Keiko naprawdę dobrze gotuje. Yohmai i Kino rozmawiają o czymś po cichu. Kompletnie ignorują mnie i Tamcię. No i zastanawiam się kim jest ten facet w masce… wcześniej go tu nie widziałam.
***
Dowiedziałam się. To znaczy Tamao mi powiedziała. Ten facet w masce to Mikihisa Asakura, mąż Keiko.
Siedzimy sobie z Tamcią nad jeziorkiem i moczymy stopy.
-Jak cię ostatnio widziałem, to miałaś sześć lat.
Odwróciłam się. Pan Maska przypatrywał się mi i Tamci. Na wspominki mu się zebrało…
-Yoh miał wtedy trzy latka. Pobiłaś się o niego z Anną.
-Naprawdę?
Zabawne. Nie pamiętam, żebym się kiedykolwiek z kimkolwiek pobiła o jakiegoś faceta.
-Kto wygrał?
Nie powiem, uśmiechnęłam się na samą myśl o takiej bójce.
-Nikt. Yoh pobiegł po pomoc. Wiesz, rozdzielenie was nie było najłatwiejsze.
Mikihisa zaśmiał się.
-A tak na marginesie, mów mi wujku. Skoro do Keiko mówisz ciociu…
Skinęłam głową. Mikihisa poszedł gdzieś, a ja ciągle siedziałam z Tamao.
-Yoh i Anna… prawie ich nie pamiętam. Jacy są teraz?
-Anna… Anna jest bardzo wymagająca, a Yoh…
Tamao zrobiła się cała czerwona. Nic więcej z niej nie wydusiłam na temat Anny, a tym bardziej na temat Yoh.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|