Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Satsume
Kandydat na Szamana
Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 21:22, 21 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Szkoda, że gościa z gruszką na głowie nie będzie ...
[A: Satsume się...]
Nie kończ...
[A: Milczę.]
I dobrze. A tak, to ładnie, ślicznie, pięknie... czegóż chcieć więcej?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Satsume
Kandydat na Szamana
Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 21:23, 21 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Szkoda, że gościa z gruszką na głowie nie będzie ...
[A: Satsume się...]
Nie kończ...
[A: Milczę.]
I dobrze. A tak, to ładnie, ślicznie, pięknie... czegóż chcieć więcej?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Satsume
Kandydat na Szamana
Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 21:23, 21 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Szkoda, że gościa z gruszką na głowie nie będzie ...
[A: Satsume się...]
Nie kończ...
[A: Milczę.]
I dobrze. A tak, to ładnie, ślicznie, pięknie... czegóż chcieć więcej?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Daryśka
Król Szamanów (!)
Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 867
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków (wcześniej Lubliniec)
|
Wysłany: Pon 22:45, 21 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Ive, znowu przeszłaś samą siebie!
Trzecie dziecko? Fajnie ^^' A zdradzisz, czy chłopiec, czy dziewczynka?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Karina
Król Szamanów (!)
Dołączył: 17 Gru 2005
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina Wiecznych Łowów
|
Wysłany: Wto 12:53, 22 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Ja bym była za tym, żeby to była dziewczynka - tak dla odmiany ^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Satsume
Kandydat na Szamana
Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:30, 22 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Ouuupss... Mam wolny komp, więc mie się trzy razy dodało... agh... Proszę jakiegoś moderatora o usunięcie tamtych dwóch postów.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bziulka
Beznadziejny
Dołączył: 09 Kwi 2006
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Iławy :)
|
Wysłany: Pią 19:34, 25 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
mhm.. Zgadzam się, dziewczynka to dobry pomysł ^^
A opowiadanie jak zwykle the best
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ive-Hao
Król Szamanów (!)
Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z królestwa
|
Wysłany: Wto 16:31, 29 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Odcinek XXVI - Koniec ery
Risa siedziała na biurku, trzymając stopy na obrotowym krześle. W ręku książkę obłożona czerwonym papierem Wyraz skupienia na twarzy, wskazywał iż właśnie odrabia lekcje. Rzeczywiście, dzierżona przez nią książka była podręcznikiem japońskiego. Dziewczynka zgłębiała właśnie tajniki ojczystej gramatyki, ale czy miała prawo nazywać Japonię ojczyzną, skoro, ta nie była tak naprawdę krajem jej ojca? Dotychczas nigdy się nad tym nie zastanawiała. Dopiero teraz, gdy Len został w pewnym sensie zmuszony do powrotu do Chin, dotarło do niej, że nie wszystko jest takie, za jakie się je uważa. Zamknęła książkę i odłożyła ją. Zaczęła nerwowo krążyć po pokoju. Był mały. Pod jedną ścianą stało piętrowe łóżko z jasnego drewna, którego oba poziomy były teraz przykryte ciemnoniebieskimi kocami. Na tej samej ścianie nad małą półką z dwoma identycznymi pluszowymi misiami wisiał niewielki obrazek ze Batmanem na tle osłoniętego nocą miasta. W kącie miedzy oknem, a szafą, znajdującą się dokładnie naprzeciw łóżka ustawiono niewielkie biurko i malutkie krzesło wyłożone granatową tapicerką. Podłogę pokrywał kolorowy dywan w geometryczne wzory, a zwisający z sufitu żyrandol przypominał swoim wyglądem piłkę do gry w nogę. W drugim kącie pokoju, tuż obok drzwi, znajdowała się drewniana skrzynia z najróżniejszymi zabawkami: kolorowymi samochodzikami, plastikowymi mieczami i pistoletami. Dziewczynka przysiadła na krześle. Oparła skrzyżowane ręce o blat biurka i położyła na ich głowę. Westchnęła. Prawie nigdy nie rozstawała się z ojcem, a teraz nie była nawet pewna, czy jeszcze go kiedyś zobaczy. Mimo bardzo młodego wieku Risa doskonale zdawała sobie z tego sprawę, z ewentualnych konsekwencji, konfrontacji, miedzy jej ojcem, a resztą klanu Tao. Nie była naiwna, a od wczorajszego wieczora, to jest od czasu, gdy przypadkowo usłyszała rozmowę wujostwa, starała się być ostrożna w snuciu nadziei. Miała dopiero dziesięć lat, ale od śmierci matki ojciec wychowywał ją na realistkę. Treningi szamańskie, rozmowy o zwykłych sprawach, prowadzone w taki sposób, aby tłumić w niej zarówno zbyt optymistyczne, jak i zbyt pesymistyczne podejście do życia.
„Realizm to równowaga” – mawiał Len – „Staraj się zawsze zachować realizm. Nie ma sytuacji całkowicie dobrych, ani całkowicie złych. Każda sytuacja ma dwa wyjścia. Pamiętaj o tym. I myśl, zawsze myśl.” Po pięciu latach nieustannego powtarzania owej maksymy, stała się ona drugą naturą małej Tao.
****
-Boję się – powiedziała Jun stawiając przed sobą lampkę czerwonego wina –Martwię się, że Len łatwo się z tego nie wyrwie. Może być bardzo ciężko.
Ryu pociągnął łyk ze swojego kieliszka, poczym powoli odstawił go.
-On zawsze był uparty. Nigdy nie ustępował, nie poddawał się, dzięki temu zawsze miał to co chciał. Na twoim miejscu nie przejmowałbym się tym za bardzo...
Przymknęła oczy. Zaczęła bawić się włosami.
-Upartość, to nasza rodowa cecha. Spójrz na Risę, Ginny. Pamiętasz turniej? Mało się nie pozabijali, chodź wtedy to była tylko Ginny, Len i parka małolatów. Mimo to nie było łatwo. A teraz ma on przeciwko sobie prawie wszystkich, ci co trzymają jego stronę prawie się nie liczą. En nie jest już tak silny jak dawniej, a do tego zestarzał się. Matka, ona nigdy się nie liczyła, nie jest specjalnie silna. Ginny? Nie to za mało. – sięgnęła po kieliszek.
-To czemu mu pozwoliłaś?
-A czy on się mnie pytał? Nie. On sam postanowił, powiedział, mi o wszystkim, gdy już był zdecydowany i przygotowany. On nigdy nie zmienia zdania, zwłaszcza jeśli idzie o honor i dumę.
-Honor, duma, wybacz ale są też inne wartości. Czy on chodź przez chwilę pomyślał o własnych dzieciach? Przecież, mogą zostać bez ojca.
-Nie przyjmując wyzwania automatycznie zepchnąłby je margines klanu. Więc robi to także dla nich.
-Wy jednak ciągle tkwicie mentalnie w średniowieczu. – Ocenił mężczyzna.
-Chyba masz racje. –Jun odsunęła pustą lampkę wina. – I właśnie dlatego poleje się krew. Lena, albo kogoś innego.
Podniosła się z kanapy, a wówczas przyczajona za drzwiami fioletowowłosa dziewczynka natychmiast znikła w drzwiach pokoju obok. Całą noc nie mogła zasnąć. Myśli kłębiły się w je głowie. Tej nocy zaczęła się bać.
****
Drzwi pokoju otworzyły się nagle, a do środka wpada para małych, czarnowłosych chłopców, podobnych do sienie jak dwie krople wody. Jednakowe, jasne koszulki i identyczne spodenki na szelkach, stawiały dodatkową trudność, każdemu, kto chciałby ich od siebie odróżnić. Risa zerwała się z krzesła.
-No już spokój! – zawołała próbując jednocześnie rozdzielić bijących się chłopców, którzy chwile temu przewrócili się na podłogę i teraz właśnie zawzięcie się po niej tarzali, okładając się przy tym pięściami. Dziewczynka złapała za ramiona jednego z nich i z wysiłkiem pociągnęła w swoją stronę. Chłopczyk szarpał się i krzyczał w niebogłosy, ale ona wcale nie zwracała na to uwagi. Wzmocniła uścisk, poczym rzuciła kuzyna na łóżko. Dziecko wydęło policzki, Risa zgromiła go wzrokiem, poczym stanęła nad ciągle jeszcze leżącym na podłodze jego bratem. Pomogła mu wstać, następnie, podobnie jak brata cisnęła na dolne piętro łóżka. Obaj bliźniacy jednocześnie skrzyżowali ręce na piersi i odwrócili głowy do ściany. Risa oparła się o biurko.
-Nie znacie innych zabaw? – spytała zbyt dojrzałym jak na swój wiek tonem. – Musicie tak hałasować i bić się?
-Gadasz jak dorosła! – krzyknął siedzący bliżej niej Sejdzuro
-No właśnie! – poparł go brat – A przecież też jesteś dzieckiem. Więcej luzu!
-Ja wam zaraz dam luz! Skąd w ogóle znacie takie rzeczy, co? Mieliście się nie bić, obiecaliście swojej mamie! - Dziewczynka mierzyła ich wzrokiem.
-Ale jej tu nie ma! – Sejdzuro dalej dyskutował z kuzynką. – Z resztą my tylko tak na niby...to taka zabawa!
-No bo my tylko udajemy – wtrącił się Tsunomi – On był demonem, takim bardzo złym, a ja byłem dobrym szamanem i właśnie miałem go pokonać... Prawie mi się udało!
-No właśnie – zaśmiała się Risa, prawie. Podciągnęła się na rękach, oderwała stopy od podłogi i usiadła na blacie biurka. Założyła noga na nogę, wparła twarz na dłoni, przechyliła lekko głowę.
-Co wy wiecie o demonach? – powiedziała szeptem –Nie macie o nich pojęcia kurczaczki. Yukiru powiedziałby wam znacznie więcej, ale na radzie, może poszukalibyście sobie duchów, co?
-Tata mówi, że jesteśmy jeszcze za mali – odezwał się Tsunomi.
-Yukiru jest w waszym wieku, a jednak ma już ducha, a nawet umie go kontrolować...
-Ale on jest synem króla – zawołali jednocześnie
-Co to ma do rzeczy? – zeskoczyła z biurka
Chłopcy spojrzeli na nią zaciekawieni. Usiadła po między nimi i zaczęła coś im opowiadać. Słuchali uważnie, chociaż nie była to bajka, zaś o swojej zabawie zapomnieli niemal zupełnie.
****
Liście spadały z drzew, a jesienny wiatr unosił je wysoko. Prawie nagie gałęzie drzew poruszały się nieznacznie w jego powiewach, podobnie jak rozpuszczone włosy Rei. Ubrana w jasną wiatrówkę dziewczyna stała właśnie po środku jednej z cmentarnych alejek wpatrując się w napis na nagrobku matki. Za nią stała niewysoka, zielonowłosa dziewczynka w granatowym płaszczyku. Trzymała ona w prawej dłoni kilka ułożonych w wąskich karteczek ułożonych w wachlarz. Talizmany drygały w jej dłoni. Zielonowłosa zamknęła oczy. Niecierpliwiła się, wskazywała na to jej postawa. Rei obróciła się w jej stronę. Przeniosła ciężar ciała na lewą nogę, prawą dłoń oparła o udo.
-Daj spokój, będziesz tego żałować – powiedziała cicho
-Chce się przekonać. – Mako uśmiechnęła się delikatnie. – Karai!
Za jej pleców wyskoczyła młoda dziewczyna o czarnych włosach splecionych w ciasny warkocz. Ubrana w skórzany pancerz, krótką spódniczkę i wysokie, zapinane na klamry buty.
Rei westchnęła.
-No dobrze, skoro chcesz...Ilza!
Szkielet przybrał postać rudej dziewczyny w fartuszku.
****
Uderzyły jednocześnie, Karai niczym lwica rzuciła się na Ilze, która bez większych problemów zablokowała cios. Rei zaśmiała się. Uniosła dłoń:
-Uderzenie porcelany – Krzyknęła zanosząc się śmiechem.
Wojowniczka wykonała salto w powietrzu i wylądowała za plecami ducha nekromantki. Wzięła rozpęd i chciała zaatakować Ilze od tyłu, ale panna Tao natychmiast zareagowała i jej duch zablokował cios.
****
To koniec. Kontrola talizmanu zielonowłosej doshi pękła w jednej chwili, zaś Karai stała spokojnie na obok Makoto. Rei ciągle się uśmiechając okrywała pokrowcem szkielet Ilzy. W reszcie przewiesiła go przez lewe ramię.
-Całkiem nieźle – powiedziała mijając kuzynkę
-Akurat – dziewczynka wyprostowała się – Miałaś racje. – Pokonałaś mnie...
-Mówiłam – Rei wzruszyła ramiona ruszając w stronę ogrodzenia – Ale ty koniecznie chciałaś, wiec masz!
****
Korytarz ciągnął się w nieskończoność, a panująca w nim ciemność przeprawiała każdego o szybsze bicie serca. Nawet u kogoś, kto spędził tutaj cała swoje dzieciństwo, u kogoś kto miał większe niż ktokolwiek inny prawo nazywać to miejsce swoim domem. Len oparł się o ścianę. Ostatni raz oglądał to miejsce dokładnie dziesięć lat temu, ale okoliczności były wtedy dużo bardziej przyjazne. Wtedy nie musiał niczego udowadniać, o nic walczyć. Z każdym krokiem coraz wyraźniej przypominał sobie tamten dzień. Na wierz jego pamięci wciąż wypływały coraz to nowe szczegóły.
***
Niebieskowłosa kobieta w pomarańczowej sukience trzymała na rękach małe białe, zawiniątko. Uśmiechała się, a stojący obok filoletowowłosy mężczyzna o żółtych oczach również był zadowolony. Przed nimi rozciągał się długi, ciemny, a przy tym dość szeroki korytarz. Jednakże tamtego dnia nie wydawał się on aż tak straszny, wręcz przeciwnie. W ten czas ponury korytarz, w rodzinnej posiadłości klanu Tao zdawał się do nich uśmiechać, zapraszać ich. Len westchnął na tamto wspomnienie. Czasy, gdy jego pozycja w rodzinie była pewna należały do przeszłości. Dziś znów musiał walczyć, tak jak dwadzieścia lat temu. Zacisnął pieści. W głowie zawirowały mu nie miłe wspomnienia, tak różne od tych, które nawiedziły go przed chwilą. Wszystko co kiedyś wycierpiał, aby móc przejąć przywództwo, aby zerwać ze starą zasadą stanęło mu przed oczami. Dawny ból odczuwał teraz ze zmorzoną siłą. Jakiś ciężar utrudniał jego ruchy, mimo to szedł dalej. Jeszcze kawałek i zaraz stanie w drzwiach Sali Tangen. Panująca w około cisza niepokoiła go. Czuł, że zaraz rozpęta się burza. Nie mylił się. Jak tylko otworzył owe słynne drzwi zobaczył stojącą po środku pokoju wysoką brunetkę, o długich włosach upiętych z tyły w taki sposób, że dwa ciemne pasma swobodnie opadały na ramiona. Miała na sobie czerwoną suknię ozdobioną symbolem Yin-Yang. W lewej dłoni trzymała ona jedwabny wachlarz, na ciemnej rączce, w prawej ściskała miecz o szerokiej klindze i gardzie ozdobionej wygrawerowanymi w metalu symbolami smoka i tygrysa. Zielone oczy zdawały się przeszywać Lena na wylot. Ten przymknął oczy.
-Igari!
-Len! Miło, że wpadłeś. Czekaliśmy na ciebie.
Opuściła dłoń z wachlarzem i jakby od niechcenia zatoczyła nią niepełne koło. Mimowolnie spojrzał we wskazanym przez nią kierunku. Dopiero teraz zauważył, że nie są sami, lecz otaczają ich półkolem prawie wszyscy członkowie rodu. Większości z nich nie wiedział od kilku lat. Poczuł skurcz w żołądka. Bał się, ale nie okazywał tego po sobie. Przesiadł jeszcze kilka kroków i zatrzymał się dokładnie naprzeciw Igari. Ostatniej pokomkini szamańskiego klanu Tung, a zarazem wdowy po jednym z jego dalszych kuzynów, Tuanie Tao i matce dwóch synów. Twarda i nieugięta, wykazująca spory talent przywódczy. Mógł się domyślić, że ten bunt to jego jej sprawka. Igari umiała manipulować ludźmi. Dla niej przekonanie większej części rodziny Tao, że Len nie zasługuje na przywództwo było zwykła fraszką. Ona zawsze dostawała to co chciała. A chciała władzy. Ta zawsze ją pociągała, do tego stopnia, że sprzedałaby za nią własną dusze.
Len ciągle mierzył ją wzrokiem. Z ust kobiety nie znikał uśmiech. Ustawieni półkolem pod ścianą jej poplecznicy wciąż stali w niezmienionych pozycjach. Ich twarze nie wyrażały żadnych uczuć.
Igari złożyła wachlarz, uniosła miecz. Len zdecydowanie sięgnął po swój oręż.
-Hu-Yang!
Obok kobiety zmaterializował się olbrzymi tygrys o ślącej pomarańczowej sierści, ozdobionej czarnymi pręgami układającymi się w ciekawe wzory. Oczy widmowego zwierzęcia miały złotą barwę. Zakończone ostrymi pazurami łapy miękko dotykały posadzki. Igari Tung Tao położyła dłoń na jego łbie.
-Przywitaj się z moim przyjacielem – powiedziała lodowatym tonem.
-Co to się stało, że przedstawicielka klanu Tung przyjaźni się z własnym duchem? A jednak cuda się zdarzają. – zakpił Len.
Tygrys Wyprężył się tak jakby właśnie szykował się do skoku. Stojący naprzeciw niego szaman uniósł miecz:
-Bason!
Wojownik natychmiast pojawił się przy jego boku.
****
Risa wyprostowała się, zaprzestając jednocześnie opowieści, czy raczej wykładu. Dziecie usiłowały zmusić ją do kontynuacji opowieści, ale ona tylko oparła dłonie o biurko, pochylając się nad jego blatem. Po jej plecach przeszedł gwałtowny dreszcz.
-Tato...co tobie? – szepnęła zaciskając powieki, spod których wymknęło się kilka łez.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Karina
Król Szamanów (!)
Dołączył: 17 Gru 2005
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina Wiecznych Łowów
|
Wysłany: Wto 19:19, 29 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
łoo Ive twoja praca nie poszła na marne. Cześć fajna i spojna. Podobałą mi się rozmowa Jun i Ryu. Czasem jednak zdarzy mu się powiedzieć coś mądrego ^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Daryśka
Król Szamanów (!)
Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 867
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków (wcześniej Lubliniec)
|
Wysłany: Pią 22:24, 01 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
No nie, przerwać w taki sposób?! Ja cem dalej!
Część bardzo dobra. Jak zwykle ciekawie napisana i w świetnym stylu. Opis tygrysa mnie oczarował. No i ja bym już chciała wiedzieć, co się stanie dalej... co z Lenem? Pisaj szybko!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Satsume
Kandydat na Szamana
Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 8:43, 02 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Nie chciałam się powtarzać, ale jednak muszę. Śliczne, bardzo mi się podoba. Dodaj szybciutko następną część (i założę się, że dużo osób mnie poprze) nie możemy (tzn. ja i Armando) się doczekać! Grunt to cierpliwość, co nie... =='
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bziulka
Beznadziejny
Dołączył: 09 Kwi 2006
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Iławy :)
|
Wysłany: Wto 17:30, 05 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Popieram zdanie reszty To było coś! ^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Satsume
Kandydat na Szamana
Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 16:58, 07 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
Ekhm... Nie, zebym się czepaiała... ale już około dwóch miesięcy nie ma nowego parta...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ive-Hao
Król Szamanów (!)
Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z królestwa
|
Wysłany: Sob 19:34, 11 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
Odcinek XVII -Początek Nowej Ery
Len powoli otworzył oczy. Nie od razu dotarło do niego gdzie jest, jednak już po chwili zrozumiał wszystko. Czyste białe ściany, ustawiony obok łóżka parawan z białego materiału, plastikowa rurka wbita w jego nadgarstek, oraz kilka elektrod „przyklejonych” do jego nagiego torsu, wraz z niewielkim monitorem, do którego zapewne było one podłączone, dały mu bezbłędną odpowiedź na to pytanie. Nie czuł się dobrze. Jednolity, przytłumiony, co prawda, ale za to niezwykle dokuczliwy ból głowy nie powalały mu myśleć. To było tak jakby jego czaszka wypełniało szkło z potłuczonej szklanki. Nie Miał siły się podnieść, to też leżał bez ruchu, beznamiętnie wpatrzony w sufit sali i słuchał jednolitego, piszczącego dźwięku wydawanego przez aparaturę. Powieki ciążyły mu co raz bardziej, jeszcze nigdy nie czuł się aż tak źle, ale to nie ból fizyczny był tym, co doskwierało mu najbardziej. Wręcz przeciwnie, jako członek rodziny Tao, nauczył się znosić ból w milczeniu, a nawet w pewnym sensie go pokonywać, bez lekarstw i tym podobnych środków. Kiedyś, gdy był mały ból towarzyszył mu zawsze, podczas każdego treningu. Niepowodzenia, upadki, ciągłe dążenie do doskonałości, wieczna pogoń za zaspokojeniem ambicji własnego klanu, to wszystko było tym, co go pierwotnie ukształtowało jego charakter, czymś, co dało mu siłę i pozwoliło przerwać, niestety, te same czynniki sprawiły, że teraz, gdy w jego mniemaniu upadł zbyt nisko nie potrafił się z tym pogodzić. Nie umiał, nawet nie chciał stłumić w sobie narastającego żalu do samego siebie. Nie mógł znieść, tego, że okazał się aż tak słaby, że tak łatwo dał się pokonać, bo co do wyniku starcia nie miał wątpliwości, mimo urazu głowy pamiętał wszystko aż nader dokładnie. Ten triumfalny, a zarazem bezczelny, pełen złośliwej satysfakcji uśmiech Igari, tuż przed tym jak zadała cios, który zapewne miał być ostateczny i którego ani on, ani nikt inny nie miał prawa przeżyć. Niestety, stało się inaczej, a Len zamiast w świecie duchów zlazł się tutaj, w szpitalu na oddziale intensywnej opieki medycznej. Westchnął ciężko, jeszcze nigdy nie czuł się aż tak samotny i upokorzony. Miał wrażenie, że opuścili go wszyscy, że już nigdy, nic nie będzie jak dawnej. Coś w nim umarło. Jakaś cześć jego duszy odeszła na zawsze. Został okradziony z tego, co słusznie mu się należało, z czegoś co od dwudziestu lat, stanowiło cześć jego życia. Poczuł dziwne ukłucie w sercu, a zaraz potem pieczenie gałek ocznych. Zamrugał powiekami, chociaż w jego obecnym stanie oznaczyło to wzmocnienie bólu, wówczas po jego twarzy poleciało na poduszkę kilka łez. Zaklął w duchu. Płacz, oznaka słabości, kolejny powód do wstydu, coś co absolutnie nie przystoi komuś, kto nosi nazwisko Tao, wiec może powinien je zmienić? Przecież po tym co się stało, nie jest godny, aby je nosić. Poruszył oczami. Chociaż bardzo chciał nie umiał zatamować łez, które coraz obficiej spływały z kącików jego oczu, zostawiając po sobie mokre plany, na zielonej, szpitalnej pościeli.
-Bason – szepnął , po kilkunastu minutach leżenia i bezmyślnego wpatrywanie się w sufit. Duch wojownika od razu zmaterializował się obok łóżka.
-Mistrzu – wygłosił cicho tamten – Jak się pan czuje?
-Źle – odparł szaman z goryczą w głosie, bardzo źle. – Przegrałem. To koniec – dokończył łamanym głosem – Nie ma tu czego szukać, a dziewczynki są już spalone na zawsze.
Duch tylko skinął głową. Wiedział, doskonale, co czuje teraz jego mistrz i z tego powodu pękało mu serce.
****
W oddali majaczyło niewyraźne światło, ścieżka biegnąca po środku jaskini stawała się coraz szersza. Milena zmrużyła powieki. Po tygodniu przebywania w ciemności, jej wzrok odzwyczaiły się od światła, to też teraz ono niemiłosiernie radziło ją w oczy. Mimo to dziewczyna nie zatrzymywała się, tylko uparcie dążyła w stronę wyjścia. Okropnie bolały ją nogi, a żołądek przypominał, że nie jadła nic od tygodnia. Kolejny krok, jeszcze tylko nie wielki kawałek i wreszcie będzie miała za sobą ten tunel, który dostarczył jej najgłębszych, a za razem najgorszych przeżyć w życiu. Przez siedem dni i siedem nocy przebywała w śród najgorszych ciemności i najbardziej męczącej ciszy jaką była sobie w stanie wyobrazić. Przyśpieszyła, teraz nie miało to już znaczenia, złe wspomnienia pozostały daleko w otchłani tego miejsca. Wszystko co tu przeżyła, wszelkie doznania jakie stały się jej udziałem w tym miejscu nagle przestały mieć znaczenie. Teraz były tylko tą częścią przeszłości, która nie miała dla nikogo znaczenia, nawet dla niej samej. Jak by nie było, przejście przez tunel, było jedynie środkiem do celu. A przecież nie środki się liczą, ważny jest tylko cel...
Słabe, jesienne promyki słońca padły na jej twarz. Skrzywiła się, zmrużyła oczy i osłoniła je dłonią. Jej źrenice, ciągle nie przyzwyczaiły się do światła.
-Wiedziałam, że ci się uda – odezwał się niespodziewanie jakiś głos. – Nie mogło być inaczej Milena spojrzała w górę. Na szczycie jednej ze skał otaczających to miejsce dostrzegła sylwetkę, wysokiego mężczyzny w długiej szacie barwy zgniłej zieleni. Uśmiechnęła się, ale nic nie powiedziała.
****
-Cholera! – Tamara nie potrafiła ukryć złości - Co za idiota, dał się pokonać i to komu, staremu Asakurze, - Mówiąc to mocniej zacisnęła palce, na skórzanej okładce bardzo grubej i bardzo starej książki, która leżała na jej kolanach i nerwowo otworzyła ją na przypadkowej stronie. Siedzący naprzeciw niej Kakashi machnął ręką. Strzepnął popiół z palonego właśnie papierosa i teatralnym gestem podniósł go sobie do ust.
-Przecież nigdy go nie lubiłaś, wiec o co chodzi? – spytał wypuczając z ust słup dymu. – Powinnaś się cieszyć. – Dodał niedbale.
-Tia... – mruknęła kapłanka – Nie lubiłam go. Zawsze wydało mi się, że on kiedyś zdradzi, za długo był z Mikihisą. Bałam się, że kiedyś nas zdradzi.
-Nie zdradził – Kakashi zaciągnął się po raz kolejny.
-Nie jestem tego taka pewna – Jasnowłosa zamknęła księgę.
-Co masz na myśli? – mężczyzna zgasił papierosa rozgniatając go o dno kryształowej popielniczki.
Uśmiechnęła się złośliwie. Kakashi wstał z podłogi i spojrzał na nią z góry.
-To bez sensu – powiedział otrzepując ręce.
-Przekonamy się – Tamara ponownie zatopiła się w lekturze.
***
Krótkowłosa blondynka siedziała w salonie i jakby od niechcenia wpatrywała się w ekran telewizora. Obok niej, na niskim, drewnianym stoliku stała porcelanowa miseczka, do połowy wypełniona słonymi orzeszkami, oraz na w pół opróżniona filiżanka zielonej herbaty. Podkuliła nogi objęła je dłońmi, poczym przyciągnęła głowę do kolan. Po jej policzkach płynęły łzy. Dlaczego jej i jej rodziny musi być aż tak skomplikowane, dlaczego oni nie mogą żyć normalnie, tak jak inni ludzie? Otarła łzy końcówkami palców. Jej czarne oczy ponownie wpiły się w ekran telewizora, ale nie znaczy to, że Anna wróciła do oglądania lecącego tam właśnie filmu. O nie. Myśli medium odbiegały daleko, bardzo daleko od tego co dzieje się na ekranie. Wstała. Podeszła do telewizora i wyłączyła go. Miała wszystkiego dosyć. Trwające od mniej-więcej tygodnia „ciche dni” z Yoh dosłownie ją wykańczały, ale ambicja nie pozwalała jej wyciągnąć do niego ręki, tym bardziej, że to nie ona zawiniła, nie ona wpuściła do domu ducha ich największego wroga i nie ona użyczała mu swojego ciała, gdy tylko miał on taki kaprys. Swoją drogą po co Hao ciało Yoh? Co znaczą te nocne wypady jej męża i co wspólnego ma to z Yukiru? Odpowiedź na te pytania ciągle pozostawała zagadką, która zapewne długo jeszcze nie znajdzie swojego rozwiązania. Annę to drażniło. Nie lubiła niewiedzy, zwłaszcza jeśli chodziło o jej najbliższych. Powoli opuściła salon, poczym udała się na górę do swojego pokoju, gdzie wtuliwszy twarz w poduszkę rozpłakała się na dobre.
*****
-Tutaj jesteś – powiedział łagodnie jakiś męski głos, które właściciel jednocześnie pogłaskał ją po ramionach. Wyrwała mu się.
-Mówiłam, żebyś się do mnie nie zbliżał, do pułki się go nie pozbędziesz! – krzyknęła z gniewem w oczach.
-Daj spokój nie denerwuj się. W twoim stanie...
-NIE UDWAJ, ŻE CIĘ TO OBCHODZI! – wypaliła zrywając się na równe nogi i biorąc do ręki pierwszą lepszą poduszkę jaka wpadła jej w ręce i rzucając nią w stronę szatyna. Ten jednaj uchylił się w porę, związku z czym puchowy pocisk trafił w ścianę. Widząc to Anna wzruszyła ramiona i krzyżując ręce na piersiach odwróciła się w stronę okna.
-Wynoś się stąd! – Poleciła drącym głosem – Wynoś się natychmiast! Nienawidzę cię!
Yoh zbliżył się do niej:
-Wcale tak nie myślisz – szepnął obejmując ją. Wyrwała się.
-Owszem myślę! – krzyknęła tak głośno jakby chciała zagłuszyć swoje własne serce. – Właśnie że myślę! – dodała z taką samą siła w głosie, poczym śpiesznym krokiem opuściła pokój. Bez namysłu wyszedł, czy raczej wybiegł za nią. Pozwolił, aby zbiegła ze schodów, ale gdy jej dłonie sięgnęły po w przedpokoju płacz, zdecydowanie zastąpił jej drogę.
-Gdzie ty idziesz? – zapytał delikatnym, lecz zarazem stanowczym tonem – Co ty wyprawisz?
Chciała go objeść, ale połapał się w jej zamiarach i nie pozwolił na to.
-Nie. Zostaniesz tutaj – powiedział stanowczo. – Niegdzie nie wyjdziesz. Po pierwsze jest już późno, a po drugie pada. – dodał widząc wyraz jej oczu. Bił z nich smutek, głęboki smutek przemieszany z gniewem. –Zostaniesz – powtórzył już znacznie ładniej. Zrozum – dodał uśmiechając się nie śmiało. – Kocham cię i nie chce, żeby coś ci się stało, ale nie chce też, żeby coś przytrafiło się chłopcom. Skoro zaś Hao może pomóc, to...
-Wierzysz mu? – zapytała z wyrzutem, ale już bez złości. W jej głosie pozostał tylko żal.
-On nie kłamie – odparł cicho – po prostu to czuje.
Z rezygnacją ściągnęła płacz i zawisła go z powrotem na wieszaku.
-Tym razem wygrałeś – powiedziała cicho. – Ale ja mam już dość tych tajemnic, macie mi obaj natychmiast to wszystko wyjaśnić. – zaradzała gdy już wchodzili razem do salonu.
-Oczywiście, jak sobie życzysz – powiedział cicho Yoh, jednocześnie tuląc ją do siebie. Tym razem nie wyrywała się, przeciwne, sama się do niego przytuliła.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ive-Hao dnia Sob 22:18, 11 Lis 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Karina
Król Szamanów (!)
Dołączył: 17 Gru 2005
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina Wiecznych Łowów
|
Wysłany: Sob 21:59, 11 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
Ogólnie łądnie tylko zamiast "powiedział ładnie" bardziej mi pasowało" łagodnie".. no i niewiedza" piszemy razem.. tyle błędów.. a tak to very fajnie... Ach ta Anna ona jak zwykle musi wszystko wiedzieć xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|