Autor Wiadomość
Satsume
PostWysłany: Nie 20:34, 20 Sie 2006    Temat postu:

Ładne, śliczne, wszystko jest ok... Very Happy. Dlaczego ja nie umiem tak piiisaaać... <chlip>
[A: Nie umiesz? Przepisz na kompa wszystkie opowiadania, jakich nie dokończyłaś w zeszytach i będzie ok...]
Zamknij się Evil or Very Mad No, ale jak już mówiłam... Ładnie, ślicznie, wciąga... Ja chcę więcej!
Ive-Hao
PostWysłany: Nie 19:19, 20 Sie 2006    Temat postu:

to co powiedziałam na gg zakochanego Basona ci nie daruje i to jeszcze w niej! A jeśli chodzi o resztę...ta rozmowa z dzieckiem miodzio...
Daryśka
PostWysłany: Nie 16:17, 20 Sie 2006    Temat postu:

Ehe, znowu przeszłaś samą siebie. Nic, tylko pogratulować! Ten bonus naprawdę bardzo mi się podobał. Chyba najbardziej ze wszystkich. A postać Ferio jest niesamowita!
Karina
PostWysłany: Nie 16:03, 20 Sie 2006    Temat postu:

"Historia trzech róż"


Noc była późna i wszędzie panowała dziwna cichość i spokój. Wydawało się, że wszyscy mieszkańcy domu Yoh są pogrążeni w głębokim śnie.
Nie było to prawdą. W małej kuchni na parterze wciąż świeciło się światło, rzucając rozmyte blaski na podwórko i ściany domu. Tam właśnie wszystkie duchy miały swoje zebranie. Siedzieli przy stole nad butelką sake, którą Tokageroh zwędził z barku rodziców Ryu. Rozmowa trochę się nie kleiła, więc wszyscy skupili swoja uwagę na podpitym Mosuke, który podpuszczany przez Konchiego i Ponchiego gotowy był wskoczyć na stół i zaśpiewać sprośną piosenkę o córce karczmarza, która lubiła sobie pofiglować. W ostatniej chwili Bason i Tokageroh ściągnęli go z mebla i nakazali być cicho pod groźbą obudzenia Anny.
Gararoto patrzyła na to wszystko ze znużeniem ale i pewnym rozbawieniem. Trochę jej się nudziło, ale ostatecznie nie miała nic lepszego do roboty. Przynajmniej miała jakieś towarzystwo. Co z tego, że to towarzystwo tolerowało ją tylko, dlatego, że Bason był w niej śmiertelnie zakochany? Gararoto nie lubiła zawracać sobie głowy takimi drobiazgami. Odstawiła swój kubek po sake na stół zastanawiając się jak to możliwe, że jeszcze nikt się nie obudził. Konchi i Ponchi śmieli się jak małe hieny, tylko sto razy głośniej.
- A Tamikoe gdzie? – zapytał Tokageroh patrząc na nią.
Wzruszyła ramionami a jej usta wykrzywił cyniczny uśmiech.
- A co on innego może robić o tej porze?
- Zawołaj go – poprosił ją – szkoda nocy na rozterki i wzdychania.
Kiwnęła głową i przeleciała przez cichy, ciemny dom.

***

Nie chciała pukać do pokoju jasnowidzącej, wiedziała, że dziewczyna na pewno się obudzi. Po prostu przeszła przez ścianę, stwierdzając się Rai zrobił to samo, a co za tym idzie wyszedł na zewnątrz. Zaciekawiona postanowiła lecieć za nim. Spojrzała jeszcze na Karinę myśląc sobie ”Co ma ona czego nie mam ja?”. Ale nie było w tym pytaniu zazdrości. Po prostu zwykła ciekawość. Przeszłą przez ścianę. Jasnowidząca spała jak zabita.
Noc była zimna i cicha. Wylądowała na ziemi. Śnieg pod jej stopami skrzył się jak najcenniejszy diament. Przeszła kilka kroków podziwiając i obserwując jednocześnie. Rai stał na dachu sąsiedniego domu. Wyglądał jakby czegoś szukał. Uśmiechnęła się złośliwie i zmaterializowała się tuż za jego plecami.
- Bu! – wysyczała mu do ucha
Podskoczył wystraszony i kiedy zorientował się w sytuacji obrzucił ją morderczym spojrzeniem.
- Co to się stało, że opuściłeś pokój Kariny? – zaczęła
- Bardzo zabawne –warknął.
Okrążyła go i teraz stała na przeciwko niego.
- Wszystkie duchy wiedzą, że co noc czuwasz przy jej posłaniu i wlepiasz w nią swe cudne oczęta. Chcieliśmy ci ulżyć w cierpieniu i zaprosić na libację.
- Mam lepsze rzeczy do roboty – burknął wymijając ją.
- Wzdychanie i rozpaczanie nad własnym losem? – spytała niewinnie.
Odwrócił się na pięcie i spojrzał na nią groźnie.
- Któregoś pięknego dnia zapomnę, że jesteś kobietą…
- Obiecanki – cacanki – uśmiechnęła się tym razem przyjaźnie – masz za dobre serce.
Wzruszył ramionami i poleciał przed siebie. Ona za nim.

***

- Co mam zrobić, żeby się ciebie pobyć? – zapytał rozdrażniony kiedy przelatywaliśmy nad centrum.
- Powiedzieć, dokąd podążasz w takiej konspiracji.
Był taki komiczny, kiedy się złościł. Zatrzymał się w miejscu, wiec zrobiłam to samo. Przez chwilę rozglądał się na bok aż w końcu powiedział:
- Karina ma jutro urodziny. Chce znaleźć dla niej prezent – wydukał czerwieniąc się jak uczniak złapany na ściąganiu.
Nawet się nie roześmiałam, przysięgam. Ja Gararoto Tenou nie powiedziałam nawet jednego złośliwego słowa. Po prostu stałam i gapiłam się na niego.
- Pomogę ci – stwierdziłam w końcu.
- Oszalałaś?! – pięknie podziękował mi za moją fatygę, ale odpowiedziałam z niezmąconą pogodą ducha :
- Przecież jestem kobietą no nie? Znam się na tym lepiej niż ty.
Uśmiechnęłam się pokrzepiająco i na stwierdzenie” Określenie ‘demon’ bardziej do ciebie pasuje”, tylko grzmotnęłam go w łeb. Czasami zadziwia mnie własna dobroć.

***

- Szukamy czegoś konkretnego? – zapytała robiąc te swoje piruety w powietrzu.
Wzruszyłem ramionami. Jakoś niespecjalnie mi się uśmiechało dzielić się swoimi planami z tą dziewuchą. Nie chciałem się przed nią uzewnętrzniać. To głupie. Westchnąłem ciężko.
- Myślałem o jakiś kwiatach… czy jakoś tak..
Powiedziałem w końcu, oczekując jej reakcji. Marzyłem, żeby zniknąć. Uniosła brwi do góry. Dłoń trzymała oplecioną wokół podbródka na znak, że myśli intensywnie.
- Niezbyt wyrafinowane, ale powinno się jej spodobać – mruknęła po dłuższym czasie.
- No tak, tylko gdzie my znajdziemy jakieś kwiaty? Jest zima i środek nocy na dodatek.
W jej oczach i uśmiechu było coś niebezpiecznego.
- Nie bój się. Chodź, chyba wiem gdzie znajdziemy te kwiatuszki, dla twojej ukochanej.

***
Dzielnica, w której się znaleźli składała się głównie ze schludnych domków jednorodzinnych, otoczonych wysokim ogrodzeniem. Wszystko, podobnie jak w innych częściach miasta pozostało w uśpieniu. Ogrody, dach i podwórka przysypane były grubą warstwą błyszczącego śniegu. Lecieli w ciszy. Gararoto na przedzie, Rai za nią. Dziewczyna sprawiała wrażenie, że doskonale wiedziała, dokąd trzeba się udać. Pewnie kluczyła między domami zupełnie jakby była częstym gościem w tych stronach.
- Dokąd my tak właściwie lecimy? – zapytał po trosze zirytowany ale i zaciekawiony.
- Zobaczysz – odparła tajemniczo i zachichotała.
Księżyc świecił mdłym blaskiem.

***

Zatrzymaliśmy się przy niedużym, parterowym domkiem. Wyglądał na niezamieszkały. Rozglądałem się uważnie. Okna były pozasłaniane jakimiś szmatami, a na podwórku walały się stosy gratów i śmieci. Skąd ona weźmie w takim miejscu kwiaty? Ogarnęły mnie wątpliwości i coraz bardziej zaczynałem wątpić w słuszność tej całej eskapady. A co jeśli nam się nie powiedzie i nie znajdziemy nic? Tak bardzo chciałem sprawić Karinie prezent… Chciałem żeby uśmiechnęła się, chociaż raz. Dawno tego nie robiła. Ostatnie wydarzenia dużo zmieniły i obydwoje nie mieliśmy już z czego się cieszyć.
Gararoto obleciała cały dom i wróciła uśmiechnięta. Wskazała ręką żebym leciał za nią na górę. Słusznie spełniłem to polecenie.

***

Lewitowali przed okienkiem na piętrze. Gararoto jeszcze raz rozejrzała się dookoła i wyszeptała:
- Plan jest taki: przeniknę przez ścianę i otworze ci okno od wewnątrz, a ty weźmiesz kwiaty, są w doniczce, ale to nie problem. Rozumiesz?
Zmrużył oczy.
- Znaczy się, mamy je ukraść, tak?
- Brawa za przenikliwość – mruknęła cynicznie klaszcząc po cichu.
Skrzyżował ręce na piersi zupełnie jakby się obraził.
- No to koniec imprezy. Nie ukradnę ich – stwierdził poważnie.
Dziewczyna wywróciła oczami. Wyglądała trochę jakby chciała mu zrobić krzywdę. W końcu ona też skrzyżowała ręce na piersiach i kiwnęła głową.
- Dobrze. Jak pan sobie chce. – furknęła ledwo kryjąc swoją złość – Ja już się w to nie mieszam. Chciałam pomóc.
Powiedziawszy to znikła. Rai został sam.

***

I co teraz? Stałem przed oknem wyłamując palce w stawach. Nieprzyjemny chrupot rozchodził się we wszystkie strony. Można by było pomyśleć, że ktoś właśnie złamał kark. Westchnąłem ciężko. Po Gararoto i po moich dobrych chęciach nie pozostał nawet ślad. Czułem się zniechęcony i zmęczony. Dziwne, bo przecież duchy się nie męczą. Nie chciałem jeszcze wracać do domu. Wydawało mi się, że odniosłem jakąś porażkę. Problem był w tym, że ja nienawidzę przegrywać.
Ale noc robiła się coraz jaśniejsza i zdałem sobie sprawę, że czas wracać. Zacisnąłem pięści i odwróciłem się na pięcie.
Wiedziałem, że Karina niedługo się obudzi.

***

Nie dane mu było jednak odejść. Przeszedł może dwa kroki, kiedy zatrzymał go cichy głosik zza jego pleców:
- Poczekaj…
Zatrzymał się w miejscu i powoli odwrócił. Patrzył teraz na niskiego ośmiolatka. Rai pomyślał, że w promieniach księżyca chłopiec wyglądał o wiele bardziej nierealnie niż on sam. Jasne włosy opadały mu na czoło, a szare oczy błyszczały dziwnym blaskiem. Siedział na krześle z kółkami i rączki miał złożone na podołku. Pamiętał, że kiedy Karina była w szpitalu widział ludzi na podobnych krzesłach. Szamanka potem tłumaczyła mu, że to dlatego, że nie mogą chodzić. Nie za bardzo wiedział, co powiedzieć, a przenikliwy wzrok chłopca wcale mu tego nie ułatwiał. Postanowił podejść bliżej.
- Czemu miałem zaczekać? – zapytał cicho
- Jesteś duchem, a ja nigdy z żadnym nie rozmawiałem – odparł szeptem i uśmiechnął się leciutko.
- Jesteś szamanem? – kucnął przy jego wózku.
- Kto to szaman?
Westchnął cicho.
- Ktoś kto widzi duchy i może się z nimi łączyć. Każdy szaman ma swojego ducha stróża, który zawsze jest przy nim.
- Ty też masz swojego szamana? – zapytał przyglądając mu się ciekawie.
- Szamankę – poprawił – ona jest dziewczyną. Jestem jej duchem od trzech lat. – wyjaśnił i spojrzał na dom – Mieszkasz tu?
Chłopiec kwiknął główką i zmarszczył brwi. Przyglądał się Rai’emu jakby chciał przejrzeć jego myśli na wylot i obwieścić je światu. Duch poczuł się trochę nieswojo.
- A co ty tu właściwie robisz? – zapytał chłopiec podejrzliwie.
Rai bał się tego pytania, ale wiedział, że w końcu tak ono padnie. Przymknął na moment oczy i w końcu wlepił je w chłopca. Stwierdził, że szczerość to najlepsze rozwiązanie.
- Moja szamanka ma jutro urodziny, więc szukam dla niej prezentu. Jeden z duchów powiedział, że znajdę tu kwiaty, ale ja nie chce kraść i nie mam dla niej nic. Dlatego postanowiłem sobie już pójść.
Chłopiec wpatrywał się w niego z uważnie jakby chciał wyczytać z jego myśli, czy to prawda.
- Kochasz ją? – zapytał niespodziewanie.
Duch zmarszczył czoło, ale odpowiedział:
- Tak, kocham.
Chłopiec kiwnął główką i oświadczył poważnie:
- W takim razie dam ci je.
Obrócił się na swoim wózku i zniknął w drzwiach domu. Rai wciąż tam kucał nie wierząc za bardzo w to co właśnie się stało.

***

Nigdy nie byłem dobry w pożegnaniach, wiec stałem tam i po prostu patrzyłem na niego. W ręku trzymałem trzy czerwone róże, prezent dla Kariny. Chłopiec przyglądał mi się z tym swoim rozmarzonym uśmiechem. Powąchałem kwiaty, pachniały upajająco.
- Jak ci na imię? – zapytałem przyjaźnie.
- Ferio – pisnął cichutko
- Dziękuje ci Ferio.
Zapadła cisza, ale jakoś wcale mi ona nie przeszkadzała. Świt był już blisko.
- Powiesz jej to?- zapytał nagle
- Co jej powiem?
- Że ją kochasz… - wzrok malca był zbyt przenikliwy, więc odwróciłem głowę.
- Chciałbym, ale nie mogę. Bo widzisz… ona nie kocha mnie.
Czemu mu się tłumaczyłem? Przecież to tylko i wyłącznie moja sprawa. Malec uśmiechnął się i powiedział poważnie
- Nie możesz być tego pewien…
Spojrzałem na niego, i pokręciłem głową. Nie wierzyłem w to, co mówi. Nie chciałem.. A jednak.. Gdzieś tam na samym dnie czeluści mojej egzystencji zaczęła tlić się malusieńka iskierka nadziei. Uśmiechnąłem się z wdzięcznością.
- Dziękuję ci Ferio – powtórzyłem i wzbiłem się w powietrze – do zobaczenia.
Nim zniknąłem usłyszałem jeszcze ciche „Żegnaj”. Wiedziałem, że nie spotkam go już nigdy.

***

Leniwe promienie słońca, niczym macki ośmiornicy powoli prześlizgiwały się po podłodze rozpraszając swój blask dookoła. Cały pokój został zalany mdłym światłem zimowego słońca. Ale nawet te uporczywe promienie nie zdołały obudzić chudej dziewczyny śpiącej na podłodze. Musiał to zrobić łagodny głos jasnowłosego chłopaka
-Karina obudź się... wstawaj... no już...
-Babciu Kino jeszcze jest wcześnie. Daj mi pospać –mruknęła przez sen.
-Wstań. Zapomniałaś.. dziś są twoje urodziny.. mam prezent...
-Moje urodziny? – powtórzyła zaspana...
Jak mogła zapomnieć? Piętnaste urodziny są tylko raz...
Wstała ociągając się. Zaspanym wzrokiem gapiła się w nieokreśloną przestrzeń. Czuła się trochę dziwnie z tą świadomością.
-Piętnaście lat – poinformował Rai, całkowicie niepotrzebnie.
-Tak... piętnaście.
-RAAIII!!! – usłyszeli oboje donośny glos Anny.
-Lepiej zobaczę czego chce. Wszystkiego dobrego – mruknął i zniknął za ścianą.
Trzy czerwone róże połyskiwały w mdłych promieniach zimowego słońca.

***

Kwiaty właśnie znalazły sobie miejsce w wazonie na oknie, kiedy do pokoju wszedł Ryu.
- Przyniosłem, ci piękna pani twego walkmana z gorącymi podziękowaniami – zażartował i postawił go na stoliku.
Oparłam się tyłem o parapet, ale i tak zauważył róże w wazonie. Uśmiechnął się i wyciągnął jedną. Długo ją wąchał, zbyt długo jak na mój gust.
- Nasza jasnowidząca musi mieć wiernego wielbiciela skoro dał jej takie piękne kwiaty – powiedział w końcu i odłożył róże za swoje miejsce.
- Jakiego wielbiciela do cholery? – zapytałam niezbyt przyjemnym głosem.
- To nie wiedziałaś, że czerwone róże oznaczają wierną miłość?
Odwróciłam się do niego plecami udając, że bardzo mnie zajęło poprawianie kwiatów.
- Teraz już wiem…- wyszeptałam z nikłym uśmiechem.
Daryśka
PostWysłany: Pią 15:45, 23 Cze 2006    Temat postu:

Question To o zawodzeniu to było do mnie, czy do Kariny?
Ive-Hao
PostWysłany: Wto 21:07, 20 Cze 2006    Temat postu:

Ty nie masz, bo Karina nie zaniedbuje twojej twórczości...o sobie nie mogę tego powiedzieć....ech może nie powinnam, tak się rozczulać, ale powiem co mam do powiedzenia zawiodłaś mnie dziewczyno...co się z tobą dzieje?
Daryśka
PostWysłany: Nie 12:14, 18 Cze 2006    Temat postu:

No to Ive się mści, ale ja nie mam ku zemście powodów, więc komentuję ^^'
Biedna Keiko, lekko to ona nie ma... no i sama nie wiem, czy Hao ją po prostu wykorzystał, znając jej słabość do siebie, czy jeszcze da się to zaliczyć do 'przysługi'? W każdym razie nie wiem czemu, ale ten Ren mnie tu jakoś raził (nie żeby nie pasował, albo coś, ale mi on po prostu nie pasuje do Twojego stylu pisania. Nie Twój opis, tylko sama postać.). Nie pytaj czemu, bo nie umiem wytłumaczyć. Po prostu mi coś tu zgrzytało. Ale to nie zmienia faktu, że ładnie napisane i jak zawsze wciągające Very Happy
Ive-Hao
PostWysłany: Sob 20:36, 17 Cze 2006    Temat postu:

Hum....myślisz, że bez powodu pierwszy fick jaki napisałam, napisałam jako Hao? wiem, że to zakrecona historia, ale ja chyba to mówi samo za siebie......
Wiec zaniechanie zemsty nie leży w moim charakterze.... Twisted Evil Evil or Very Mad
(Z: Fanka hrabiego Fredro?)
No co ty bredzisz....
Karina
PostWysłany: Sob 18:01, 17 Cze 2006    Temat postu:

Ive zaniechaj zemsty.. Sad
Please...
Ive-Hao
PostWysłany: Sob 17:49, 17 Cze 2006    Temat postu:

No dobra miałam nie komtować w zemście, ale skomętuje....Ren mnie ujął Keiko też, bo żadko się ją w fikach spotyka, no chyba, że w twoich
Karina
PostWysłany: Sob 16:29, 17 Cze 2006    Temat postu:

Cz. 2
"Przepowiednia"

Nawet pogoda tamtego dnia zapowiadała wydarzenia dziwne i niezwykłe. Niebo, mimo zimy, zostało zakryte burzowymi chmurami, a w powietrzu unosiło się coś złowrogiego. Ren Tao wiedział, że to coś jest odpowiedzią na jego pytania. Szedł, więc nie zwracając uwagi na dojmujący wiatr i przenikliwe zimno. Już dawno temu wypracował sobie umiejętność lekceważenia wszystkich przeszkód i tylko dlatego tak uparcie przemierzał zaspy i doły w śniegu. Niestety, ten sam system przyczynił się do jego podróży tutaj. Gdyby nie on, pewnie byłby teraz w Doby i walczył o honor rodziny Tao.
Przystanął na chwilę a lodowate powietrze smagały policzki młodzieńca. Do Izumo pewnie jeszcze kilka ładnych kilometrów. Popatrzył w niebo i westchnął pod nosem. Chmury kłębiły się jak ciemny dym nad pogorzeliskiem.
- Nadciąga burza – mruknął jakby sam do siebie, ale za jego plecami pojawiła się postać rosłego chińskiego wojownika, która mu odpowiedziała:
- Nie ma skutku bez przyczyny, mistrzu Ren.
Chłopak kiwnął głową i obydwoje ruszyli dalej.

***

Gdy uderzył pierwszy piorun Keiko przygotowywała herbatę. Na głos grzmotu odruchowo zadrżała i rozlała płyn po stole. Szybko wytarła go ścierką i zaniosła kubki do pokoju, gdzie Kino i Yoh-May siedzieli w ciszy. Nie trwało to długo, gdyż po kolejnym grzmocie usłyszeli wyraźne pukanie od bramy. Szaman spojrzał na żonę i synową, po czym wstał i wolnym krokiem poszedł otworzyć drzwi. Było ciemno, ale i tak poznał szczupłą postać z charakterystyczną fryzurą oraz jego ducha.
- Ren Tao.. Czekaliśmy na ciebie… - mruknął Yoh-May.

***

- Myślisz, więc, ze to Hao zrobił? – zapytała Keiko nie kryjąc przerażenia.
Ren uraczył się kilkoma łykami herbaty i odpowiedział:
- Jestem bardziej niż pewny. Tych ludzi, którzy zaatakowali mnie i Ryu widziałem już wcześniej, razem z nim.
Kobieta spojrzała na niego i nie tracąc chwili wyszła z pomieszczenia. Nie mogła sobie pozwolić, żeby ktoś widział jej łzy. To głupie. Należy do starego rodu szamanów, nie może okazywać słabości. Mimo to Keiko Asakura była przede wszystkim matką, która cierpiała słysząc, że jedno z jej dzieci jest wcieleniem zła. Zatrzymała się dopiero gdzieś południowych rejonach domu i rozpłakała się na dobre. Miała serdecznie dosyć. Wszystkiego – wiecznie nieobecnego męża, teściów, którzy jej nie akceptowali, samotności, własnej słabości, braku innej drogi. Kobieta mimo całego swojego wdzięku i ciepła nie była nigdy szczęśliwa. Poślubiła Mikihisę wbrew woli rodziców, za co została wykluczona z rodziny. Później nie było wiele lepiej – państwo Asakura nie kryli swojej niechęci i nie mieli oporów przed jawnym jej okazywaniem. A i czternaście lat temu, kiedy dowiedziała się, że urodzi syna opętanego przez zło nie miała już nadziei. Nie chciała dłużej ukrywać swojej rozpaczy. Łzy spływały strumieniami po policzkach, a oddech stał się krótki, urywany. Oparła się o pobliską kolumnę łykając łzy. Nie wiedziała ile tak stała. Burza wciąż szalała na świecie…

***

Kiedy w końcu się uspokoiła i otworzyła oczy nie mogła uwierzyć. Szybko je przetarła, ale to nie były omamy… Piorun, który uderzył niedaleko doskonale oświetlił postać przed nią.
- Hao..? – wyszeptała
Chłopak uśmiechnął się do niej przyjaźnie i skinął głową.
- Tak to ja…
Wrócił! Do niej! Żal i gorycz znikły natychmiast, pojawiło się za to wiele innych uczuć – troska, euforia, zachwyt… Przytuliła go do siebie, gładząc go po włosach. Serce powtarzało tylko „Wrócił, naprawdę wrócił!”.

***

- Tak bardzo mi cię brakowało- powiedziała ciepło – ale powiedz: dlaczego wróciłeś?
- Potrzebuje, twojej pomocy mamo… Bardzo…
Pogłaskała go po włosach
- Dla ciebie zrobię wszystko…

***

Ren zbierał się do wyjścia. Z satysfakcją stwierdził, że oboje nestorzy rodu Asakura podzielają jego przekonania i obawy, co do Hao a na dodatek udzielili mu niezbędnych informacji na temat jego osoby. Może i to irytujące poczucie przegranej gdzieś w środku nadal kuło, ale osiągnął swój cel.
„Żeby pokonać wroga, trzeba go poznać”
Święta racja. A Ren nigdy nie rezygnowali z raz obranej ścieżki.
Burza właściwie miała się już ku końcowi. Chmury odpływały na wschód a razem z nimi grzmoty i pioruny. Mimo wszystko zrobiło mu się jakoś lekko na duchu.
Żegnał się już z Asakura i Kino, gdy Keiko obwieściła swoje przybycie krzykiem
- Księga przemówiła!
Wszyscy spojrzeli na nią. Zadyszana, blada i przerażona wzbudziła w młodym szamanie najgorsze przeczucia. Kobieta oparła ręce na kolanach. Oddychała niespokojnie.
- To Tamara jest właściwą jasnowidzącą – wyszeptała z trudem i zemdlała.
Ive-Hao
PostWysłany: Pią 21:13, 16 Cze 2006    Temat postu:

Chciałaś chyba powiedzieć, że płuki co bike Locka na głowe....a co do ficków, hum może nie schowam, oczywiscie, o ile ktoś będzie tak miły i wkońcu skomentuje...
Acha wena wraca, jak zwylke nie na to opowiadanie co trzeba, ale coż....wiecie gdzie ją znazłam ? w ogródku piwnym pod Tesco (ale ja nie piłam.... Laughing ) no coż trzeba to jeszcze wklepać do Worda (kiedyś jak całe zamieszanie się zkończy, no chyba, że cioteczke będze na tyle miła, że pozwoli....)
Acha przyjmuje nowy system, czytam tylko tych, których interesują moje wypocimy i t by było na tyle....
(Z; Aleś się rozgadała)
No tak....
Acha jeszcze jedno Rai rządzi!!
Karina
PostWysłany: Pią 14:37, 16 Cze 2006    Temat postu:

Ive nie denerwuj mnie z tym chowaniem:P
Hm.. z tego co widze Rai wysunął się na prowadzenie^^
Ive-Hao
PostWysłany: Pią 14:22, 16 Cze 2006    Temat postu:

No no dobre. Nawet więćej co do ankiety, moje zdanie znasz. Laughing
Hum. dobra idę schować gdzieś swoje ficki....
Daryśka
PostWysłany: Pią 13:41, 16 Cze 2006    Temat postu:

Gararoto rulez! Laughing Ona jest nawet lepsza od Locka ^^' Fajnie, że jednak piszesz te bonusy! No i mam nadzieję, że następny pojawi się szybko Very Happy

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group