Autor Wiadomość
Aleen
PostWysłany: Śro 16:05, 25 Kwi 2007    Temat postu:

2 old women are drilled in all holes just like young!
http://amazing-matures.info/video639228/
Aleen
PostWysłany: Śro 16:04, 25 Kwi 2007    Temat postu:

A nice video about 2 crazy grandmas.
http://amazing-matures.info/video639228/
Daryśka
PostWysłany: Śro 17:56, 20 Gru 2006    Temat postu:

Nie drę się >.<'
Nie no, Ty mi to niechronologicznie dawałaś i ja teraz mam jeden wielki misz masz w łepetynie, nie wiem, co po czym... No, będę to musiała jeszcze kiedyś w kolejności przeczytać od deski do deski, póko co spróbuję sobie na bieżąco ustalić co, gdzie, kiedy i jak.
Ive-Hao
PostWysłany: Sob 23:41, 09 Gru 2006    Temat postu:

eee...ale albinosy mają czerwone, a nie Turkusowe oczka:D

swoję droge troszkę mi go żal....
Kaja
PostWysłany: Czw 20:19, 07 Gru 2006    Temat postu:

No i - part dziesiąty.

26.12.2002. Czwartek.
Z Moniką i Pietrem szarpnęliśmy się i pojechaliśmy na całe trzy dni w góry, do jakiejś małej miejscowości na końcu świata i jeszcze dalej. Motelik jakiś się znalazł, a że jestem milutką koleżanką, zostawiłam im całą dwójkę dla własnego użytku, a sama zajęłam drugą dwójkę, za to naprzeciwko.
Pech chciał, że Elek przybył cały dzień później.
Dorwałam go na stołówce. Oj, biedny Eluś. Netheal wieczorem zwijał się ze śmiechu na samo wspomnienie sceny w jadłodajni.
Wszedł taki pewny siebie, jak to on, a ja parsknęłam w talerz z płatkami i zaczęłam kaszleć. Monika walnęła mnie w plecy, Pietro poprawił z drugiej strony. Opędziłam się od nich i wstałam szybko. Wyprułam do Elistrata.
-Cześć, skarbie!- zawołałam na całą wiochę.- Śledziłeś nas?
Elek spojrzał na mnie wzrokiem cielaka albinosa.
-Kaja. Miło cię widzieć.
-Ciebie też.- zmrużyłam oczy.
-Nie, nie śledziłem was. Nie ja. Raphael sobie ubzdurał, że dawno nie widział Magdal.
-Zakochani!- rozczuliłam się, dość fałszywie, przyznaję.- Jakież to słodkie.- złapałam go za rękaw i usadziłam za stolikiem.- Wiesz, kiedy duch się w duchu zakocha, to jest to słodkie, bo przecież nie mogą być ze sobą tak naprawdę, co nie?- świdrowałam Elistrata spojrzeniem. Monika patrzyła na mnie, chyba lekko wystraszona, Pietro siedział jak na szpilkach, w każdej chwili gotów do sprintu. Netheal się załamał, walnął dłonią w czoło i zniknął. Magdal, gdyby mogła, spłonęłaby rumieńcem, Rav zwijała się ze śmiechu pod stołem, Raphaela nie było.
Elistrat zacisnął dłonie na ceracie w kratkę.
-Przestałabyś kpić.- powiedział cicho. W tym momencie Monika zerwała się, szurając krzesłem, złapała Pietra za harcap i wyprowadziła ze stołówki. Odprowadziłam ich wzrokiem i ponownie spojrzałam na Elusia.
-Nie kpię.- odpowiedziałam równie cicho i już na poważnie.- Elistrat, ja cię nigdy nie pokocham. A gdybyś TY kochał MNIE tak... tak NAPRAWDĘ, potrafiłbyś zrozumieć, że nie będę z tobą szczęśliwa... i nie próbowałbyś mnie, hm, nawrócić.
-Więc twierdzisz, że to...
-Że to...- przerwałam mu.- To, że jako zapewne pierwsza nie uległam twojemu urokowi zmienia mnie w trudną i wartą zachodu potencjalną zdobycz. Gdybym poszła z tobą do łóżka, zapomniałbyś. I po ptokach, jak mawia mój tata. Zniknąłbyś i więcej nie wrócił.
-Nieprawda!
-Ilu dziewczynom przede mną to mówiłeś? Dwóm? Trzem? Dziesięciu?- podparłam brodę dłońmi.- Ale ja myślę, że było ich więcej.
Elistrat milczał dłuższą chwilę, potem na jego twarz powoli wypłynął charakterystyczny, wredny i zimny uśmieszek.
-Ale ty też trochę wykorzystujesz mnie.- powiedział, przeciągając sylaby.- I mojego brata. Prawda? Twój ukochany duch nie jest w pełni materialny, nie wiedziałabyś więc, jak to jest, pocało...
-Nie kończ.- ostrzegłam cicho, nieco warkliwym tonem.- Nie kończ, jeśli ci życie miłe, bo tym razem cię zabiję.
-Ale...
Spojrzałam na niego ostro.
-Wystarczy, że cię dotknę.- wyciągnęłam rękę i położyłam na jego dłoni.- I wyślę mocny impuls, a rozwalę ci mózg. Natychmiastowa, szybka śmierć. Potem w protokole napiszą: śmierć spowodował obrzęk mózgu. Mogę też zwyczajnie wpędzić cię w obłęd, atakując dawką takich wspomnień, że do końca życia pozostaniesz zaślinionym idiotą. Ale ja cię, cholerka, lubię, Elistrat, nie wiem, czemu. Nie chcę tego robić. Ale ty wyraźnie robisz to, co ja próbowałam zrobić na turnieju. Chcesz maksymalnie wkurzyć kogoś, kto cię może w każdej chwili wysłać w zaświaty.
Puściłam jego rękę i wstałam.

27.12.2002. Piątek.
-A on znowu swoje?
-Tak.- westchnęłam ciężko.
Siedzieliśmy sobie późno w nocy wokół paleniska w naszej chatynce. Monika oparta o ławę, Pietro gębą do ognia, a ja oparta o Netheala. Raven i Magdal plotkowały cichutko na gzymsie.
-Twój brat jest dobijający.- ozwał się Netheal, spoglądając na Pietrusia.- Przez parę dni był spokój, a teraz znów się przyczepił.
-Może byś tak zwyczajnie dała mu to, czego chce.- zastanowiła się na głos Monika. Aż podskoczyłam.
-A wiesz, czego on chce?- wrzasnęłam. Wszyscy chórem zasyczeli na mnie "Ćśś!" czego nie cierpię. Prychnęłam i wtuliłam się w Cukierka.
-Domyślam się.- zachichotała Monika.
-Zrobiłabyś to?- zapytałam z ironią.
-W życiu!
-Właśnie.- wykrzywiłam się.
-Ale to nie mnie on nachodzi, tylko ciebie.- Moniś zerknęła na Netheala.- To znaczy was.
-Odczepiłabyś się.- zajęczałam.- Mam dość kłopotów, żeby musieć martwić się jeszcze jednym. Mama nie radzi sobie z moimi braćmi, a dziadka musieliśmy zapakować do szpitala. Tata ciągle gdzieś wyjeżdża, a ja nie mam czasu na naukę. Teraz jeszcze Eluś zwalił mi się na łeb i mąci.
-Właśnie.- przypomniał sobie Pietro.- Jak tam twoje urwisy?
Jęknęłam jeszcze żałośniej.
-Rosną.- mruknęłam.- Wiesz co, Pietro? Wezmę ich kiedyś do was. Tylko najpierw pochowajcie książki i notatki, bo potem możecie ich nie znaleźć.

30.12.2002. Poniedziałek.
Jutro Sylwester... a ja zamierzam go spędzić w domu. To znaczy u siebie, bo w domu moich rodziców dzieci idą spać o dziesiątej, wyjątkowo. Ostatni dzień roku będę sobie siedzieć na dachu ze znajomymi z klatki i obserwować fajerwerki. Kiedy przyniesiony budzik wydzwoni dwunastą wypijemy po kieliszku i rozejdziemy się.
Podobno tak to wygląda od paru lat...
Teoretycznie mogłabym iść na Rynek z Moniką i Pietrem, ale jakoś nie mam ochoty. Poza tym, mogli być na mnie źli za to, że spełniłam swoją groźbę i przedwczoraj przyprowadziłam do nich moich braci. Kataklizm, regularny kataklizm. Jakby po ich klitce przeszedł huragan, powódź i tornado w jednym... a właściwie w dwóch osobach.
Po kim oni to mają? Pojęcia nie mam. A dziadek nie bawi się już w dociekania genetyczne. W sumie szkoda, ale przecież jest w szpitalu, musi się leczyć, odpocząć od tego zgiełku, który robią Marcin z Maćkiem.
Westchnęłam. Mimo tego, że wszystko było dobrze - Netheal siedział naprzeciwko... - było mi jakoś dziwnie ciężko.

--
A ty się, Daryś, na mnie nie drzyj!
Ive-Hao
PostWysłany: Pon 11:42, 04 Gru 2006    Temat postu:

hum...wieszjący się komp...znam ten ból...ale bardziej intersują mnie te zeświroiwane duchy...i metody poskramiania małych dzieci...ech Laughing
Daryśka
PostWysłany: Nie 19:46, 03 Gru 2006    Temat postu:

Uduszę, normalnie uduszę! Nie po to jako gość pisałam komenta, żebyś nic nie wrzuciła, skoro masz party do przodu napisane >.<'
Daryśka - gość xD'
PostWysłany: Czw 22:07, 09 Lis 2006    Temat postu:

geez, nie loguję się nawet, tylko z gościa piszę, bo to już czytałam, a ledwo się do netu dorwałam =='
Więc - jak zawsze genialne i w ogóle naj
biedna cytryna, została tak brutalnie wciśnieta smarkaczom xD'
No i czemu się dziwisz, że nikt parta nie zauważył, jak zedytowałaś?
Kaja
PostWysłany: Sob 17:46, 23 Wrz 2006    Temat postu:

człowiek się do wszystkiego przyzwyczai Wink

Edit: Kit by mnie zjadła, to nie daję dwóch, tylko edit starego. jestem geniuszem^^'
Gotowce się powoli kończą - auć!

10.12.2002. Wtorek.
Mama znowu najęła mnie do pomocy przy braciach, bo ojciec znowu wybył, a dziadek znowu źle się czuł. Ona sama zwyczajnie nie dawała rady. Zaradziłam temu w prosty sposób. Bo rannych zajęciach wpadłam na stare śmieci i zabrałam szatańską parkę do parku na spacerek. Spacerek wyglądał dość dziwnie, bo Marcin z Maćkiem latali jak opętani po placu zabaw, a ja spokojnie czytałam Tołstoja. Problem mamy polegał na tym, że nie patrzyła na nich z dystansem, tylko strasznie się cackała.
Do domciu zjawiliśmy się na obiadek, a po obiadku pozmywałam ja.
-Kaja...
Marcin ciągnął mnie za spodnie. Ma smarkacz szczęście, że ledwo pięć lat stuknęło, boby długo nie pożył.
-Co?- burknęłam, szorując patelnię.
-A co to tam?
Spojrzałam za palcem małego.
-To?- miał chyba na myśli pakiet w kącie, owinięty w szary papier.- Najbardziej niebezpieczna rzecz w domu.
Spojrzał na mnie, marszcząc brewki.
-A ty?- zapytał z dziecinną naiwnością.
Wybuchnęłam śmiechem. Mądry dzieciak.
-Zapałki, bąku.- wyjaśniłam. Wytarłam ręce i popchnęłam go lekko w stronę schodów.- Idź do braciszka. Pobawcie się, tylko cicho! Bo jak nie, to napuszczę na was chomika.
Marcin pobiegł na górę, a ja poszłam do mamy.
-Jesteś nadzwyczajna.- powiedziała moja rodzicielka znękanym głosem.- Nie wiem, co ja bym bez ciebie zrobiła.
-E, tam.- machnęłam ręką.- Ja lecę, mamuś. Mam jeszcze parę spraw do załatwienia.- trzeba pogodzić się z Cukierkiem.- Cześć, mamuś! Wpadnę jutro.

11.12.2002. Środa.
Netheal patrzył na mnie spod rzęs. Uśmiechałam się. Mimo barbarzyńskiej pory - czwarta nad ranem - byłam zadowolona z życia. Chciałam tylko móc wierzyć, że tak mogłoby być zawsze. Nareszcie było dobrze - Nadia nie dawała znaku życia po życiu, Elistrat też, było zbyt wcześnie, by komuś chciało się przeszkadzać. Byliśmy tylko on i ja. I tak było dobrze.
Do dotyku dłoni dołączył dotyk warg. I jeśli był we mnie jeszcze jakiś opór, to w tej chwili pękł. Zniknął, całkowicie, jakby go nigdy nie było.

14.12.2002. Sobota.
Cóż, nie tylko Monika ma ciężkie życie w tej swojej klitce... Ja też mam ciężkie życie, bo mamie chyba już weszło w krew ratowanie się mną przy braciszkach.
Teraz też zamiast wkuwać uganiałam się za jakimiś cukierkami na gardło, bo się smarkacze rozchorowały na anginę. A dziadka wyprawili do szpitala na badania i obserwację, bo ostatnio często źle się czuje. No i oczywiście nikt z rodziny nie wie, czy Maciuś z Marcinkiem tolerują Cholinex czy trzeba szukać czegoś innego.
Wróciłam bez Cholinexu, za to z cytryną. Na widok mojej miny mama się odruchowo przeżegnała, a tata - taa, już wrócił - przezornie uciekł do klejenia kafelków w saunie.
-Łapać smarkaterię.- obwieściłam ponuro. Wyciągnęłam rękę i złapałam jednego wpół. Zabrałam go pod pachę - trafił się Maciek - i siłą położyłam na kanapce.
-Otwórz buzię.- poleciłam.
-Ty chyba nie...- zaczęła mama.
-Tak, zamierzam.- powiedziałam spokojnie, delikatnie ściskając szczęki braciszka. Wkropiłam mu do gardziołka cytrynę i puściłam. Mały zaczął płakać.
-Następny!- zawołałam, przewracając oczami. Mama załamała ręce.
-Jesteś bezkonkurencyjna.- oznajmiła zrezygnowanym tonem, podając mi Marcina. Powtórzyłam operację i zaniosłam obu szlochających braci do łóżek. Cytrynę położyłam mamie na blacie w kuchni. Spojrzałam na zegarek.
-Lecę, mamuś.- rzuciłam, wiążąc glany.- Spóźnię się, mamy coś oblewać u Moniki. Pa!

19.12.2002. Czwartek.
Jeśli jeszcze raz wpadnę na pomysł wychodzenia na zajęcia "za pięć" to niech mnie ktoś porządnie kopnie w tyłek. Spóźniłam się, oczywiście, a psor popatrzył na mnie tak, że miałam ochotę dać mu w łeb albo zapaść się pod ziemię. Nie zrobiłam ani jednego, ani drugiego, tylko szybciutko zniknęłam z przejścia, zajmując miejsce w ławie.
Po zajęciach, czyli około osiemnastej, nie wróciłam do domu, tylko poszłam w miasto. I na kogo się nadziałam? Na bandę ześwirowanych duchów. Pewno z Kobierzyna się urwali, głąby. A ja, idiotka, nie pytałam dziadka, jak można odesłać ducha, nie będąc medium. Och, moja skleroza.
Zaklęłam po rosyjsku i rzuciłam się do ucieczki. Zwiałam aż do trama, a z trama do domu. Netheal już był, czekał na mnie, wyraźnie zaniepokojony.
-A ciebie kaj nosiło?- zapytał na wstępie. Cisnęłam rzeczami o krzesło i dorwałam się do mineralnej.
-Kochanie.- powiedziałam, kiedy wychlałam duszkiem pół butelki.- Bądź taki kochany i dowiedz się, czy ostatnio nie zeszła w Kobierzynie jakaś grupa niezrównoważonych psychicznie, co?
Uniósł brwi.
-A po co ci ta wiedza?
-A bo goniła mnie grupa duchów-wariatów.
Jedna brew mu opadła, co oznaczało gniew. Obserwowałam to z mimowolnym podziwem. Mimikę to on miał świetną, genialne studium dla rysownika. Szkoda, że nie umiem rysować.
Netheal westchnął ciężko i zniknął. Opadłam na krzesło, wstałam, poszłam do pokoju i uruchomiłam Internet.
Należało mi się coś od życia. Co prawda opieka nad rozbrykanymi wcieleniami dziecięcej beztroski w osobie moich braciszków nie sprawiała mi wielkiego kłopotu, ale jednak trochę męczyła. Jak ja dawno nie siedziałam w Internecie dla przyjemności... a to coś zdjąć, a to jakieś teksty napisać, a to to, a to tamto... Oszaleć można...
Zawiesił się. Co za złom.
Westchnęłam ciężko i zamknęłam komputer. Oparłam łokcie na stole i zmierzwiłam sobie włosy. W tym samym momencie zawibrowała moja komórka. Sięgnęłam i spojrzałam na ekranik. Westchnęłam jeszcze raz, ciężej, i odebrałam.
-A prosiłam, żebyś się odczepił.- powiedziałam cicho, owijając sobie kosmyk włosów wokół palca.
Daryśka
PostWysłany: Sob 17:45, 23 Wrz 2006    Temat postu:

Geez... przekłuty ozór? toć jedzonko będzie niedobre z metalem w ustach... nie?
Kaja
PostWysłany: Czw 18:19, 21 Wrz 2006    Temat postu:

co do przekłuwania uszu, to przy odrobinie wysiłku moi by się nie kapnęli naprawdę dłuuuuugo, bo wystarczyłoby nosić rozpuszczone kudły Wink Co do naleśników - ja osobiście potrafiłabym, ale przecież moje ego powieściowe nie może być idealne i dlatego nie umie gotować xD
Ive-Hao
PostWysłany: Śro 20:02, 20 Wrz 2006    Temat postu:

E...ja umien robić naleśniki xD
(Z: I nic więcej)
Tostyi też żrobie Laughing
Karina
PostWysłany: Śro 19:42, 20 Wrz 2006    Temat postu:

A propo języka przypomniało mi się jak mój kumpel przekuł sobie jęzor w sobotę, a jego starzy kapneli się dopiero w środę xD
Satsume
PostWysłany: Śro 19:34, 20 Wrz 2006    Temat postu:

Alkocholi się nie miesza? Trzeba będzie powiedzieć dziadkowi... I tacie też...
[A: Nie powie. Przez miesiąc się namyślała, czy by im nie powiedzieć, że trzyma złotego jednorożca w pokoju. Do tej pory jestem tajemnicą.]
No i? Ty to inna sprawa. A tak to fajnie. Nawet bardzo. Przekłuwanie języka? Gratuluję odwagi. Ja ryczałam na przekłuwaniu uszu. No dobra. Bardzo mi się podobało, jak i poprzednie części. Ja cem więcej!
Kaja
PostWysłany: Śro 19:21, 20 Wrz 2006    Temat postu:

Nieco rozmydlony ten part mi wyszedł... Niespecjalnie zadowolona jestem. Ale co tam.
Enjoy!

06.12.2002. Piątek.
Jejku... Netheal będzie zły... bardzo zły...
O ile w ogóle zauważy, co można uznać za wątpliwe.
Pokazałam język do lustra. Jest. I teraz nikt mi nie zarzuci, że jestem grzeczną dziewczynką. Mam w końcu, cholera, skończone osiemnaście lat, co nie? Mogę sobie przekłuć ozór. Wolno. Nie jest bronione prawem. Legalne.
Zapłaciłam jak za zboże, ale w sumie opłacało mi się. Tylko bolało niemożliwie.
Spojrzałam w dół, na rozsypane po półce kosmetyki. Przyjrzałam się eyelinerowi i potrząsnęłam nim lekko. Czekała mnie wyprawa do perfumerii, bo i cienie miałam na wykończeniu, i tusz, i nawet błyszczyk... I jakiś balsam ochronny trzeba kupić do ust, bo zaczyna boleć. Tak, wiem, nie trzeba oblizywać się na mrozie, ale co ja poradzę, że czasem się je w pośpiechu między jednym UJotem a drugim?
Przyjrzałam się sobie jeszcze raz, poprawiłam gorsecik, wyrównałam łańcuszek na szyi i w tym momencie ozwał się dzwonek. Uśmiechnęłam się do lustra i poszłam otworzyć.
Przytarabaniła się Monika i Pietro.
-Cześć wy.- uśmiechnęłam się i wpuściłam ich do środka.
-Elka nie będzie?- burknął Pietro. Był jakiś skwaśniały, ale na widok stołu gęba mu się rozjaśniła.
-Nie będzie.- powiedziałam spokojnie.- A Cukierka zamknęłam.
Monika dyskretnie wepchnęła mi w ręce paczkę. Uśmiechnęłam się do niej i ostrożnie zaniosłam to do pokoju. Sądząc po dźwięku, było to coś delikatnego. A paczuszkami się zajmiemy po imprezie, jak wszyscy wyjdą i zostanie tylko Monika i Pietruś.
-Pietro!- wrzasnęłam.- Nie podjadaj!
-Sorry!- usłyszałam.- Ale to dobre jest. Sama robiłaś?
-Na łeb upadłeś?- kwiknęłam.- Toć ja nawet naleśników zrobić nie potrafię. Nie, mamusia się włączyła. I przytachała tego mnóstwo. Powinno wystarczyć.
-Planujesz grubszą imprezę?- Monisia z uznaniem przyjrzała się śledziowi, nabitemu brutalnie na widelec.
-Zobaczymy, kto przyjdzie.- mruknęłam.
-Nie wiesz, kogo zapraszałaś?- zdziwiła się.
-Wiem, kogo zapraszałam!- krzyknęłam radośnie.- Ale kto przyjdzie, to zupełnie inna sprawa.

07.12.2002. Sobota.
-Raju.- Pietro stęknął.- Ale mam kaca.
Milczałyśmy z Moniką, patrząc na niego ponuro.
-Co się działo?- zapytał słabo blady jak prześcieradło Pietruś. Wtedy nie zdzierżyłam.
-Urżnąłeś się!- ryknęłam.- W trupa! A nawet cztery trupy! Za karę będziesz mi kibel sprzątał przez miesiąc, jasne?! I niech ci się zapamięta, że alkoholi się nie miesza, a wódki z piwem do już na pewno!
-On to zrobił?- zdumiała się Monika.
-A nie widziałaś?- zdziwiłam się jeszcze bardziej niż ona.
-Bardziej byłam zajęta obserwacją pewnego obiektu rodzaju męskiego...- odparła z tajemniczym uśmieszkiem.- Drugoroczny z twojej filologii.
-Tomek?- zdziwiłam się.- Odpuść sobie, kobieto. Facet ma dziewczynę i jest w niej ciężko zakochany. Czasem się niedobrze robi. Elka Nowak, drugi rok germanistyki.
-Dużo wiesz.- Monika uśmiechnęła się kątem ust.
-Bo się udzielam.- docięłam jej.
-Rybka lubi pływać.- powiedział ponuro Pietro.- Kurczę...- i nie użył słowa "kurczę".- Ale mi pić się chce.
Uniosłam rękę i wycelowałam palcem w kuchnię.
-Tam masz.- warknęłam.- Idź i sobie przynieś.
-Wredna jesteś.- zajęczał Pietruś widząc, że żadna z nas nie ma zamiaru opuścić wygodnej kanapy.
-Wiem.- uśmiechnęłam się wilczo. Pietro z miną męczennika powlókł się po wodę, a ja odwróciłam się do Moniki i otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć. Nie było mi to dane.
-Czekaj!- wrzasnęła.- Pokaż ozór.
Zdziwiłam się.
-No, pokaż.
Wykonałam zlecenie. Monika skrzywiła się.
-Odbiło ci?- zapytała.
-Nie.- mruknęłam treściwie.
-A co na to Nethuś?
Jeszcze nie zauważył, kochana... ale kto by się nim przejmował... nie wie, co traci... włóczy się gdzieś, a ja nie wiem, gdzie, a jak ktoś mi go wyegzorcyzmuje, to...
-Jeszcze nic.- mruknęłam.- Nie zauważył, bałwan.
Monika roześmiała się. W drzwiach stanął Pietro z butlą w łapie, patrząc na nas z niesmakiem.
-Czy wy, dziewczyny, zawsze musicie ogłaszać swoje emocje albo histerycznym płaczem, albo równie głośnym rechotem?- zapytał i oberwał ode mnie poduszką.

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group